Przyszłość to obraz. Wyobrażenie tego, co wydarzy się jutro, za miesiąc, za dwa lata. Człowiek potrzebuje takiego wyobrażenia, żeby spać spokojnie i podejmować decyzje. A dziś wyobrazić się tego nie daje. Przyszłość się skończyła. I jak tu bez niej żyć?
Na przykład: dokąd państwo się wybieracie na tegoroczne wakacje? Czas, by się namyślać, kiedy wyrzucimy choinki. Sęk w tym, że „namyślać się” to teraz ryzykowny termin. Namyślanie się nie jest tylko mieleniem pustych myśli. Żeby się namyślać, trzeba ważyć fakty i argumenty. Jakie my teraz mamy fakty i argumenty w sprawie choćby nieodległej przyszłości? Nawet tak proste, jak te, które by były potrzebne, żeby racjonalnie podejmować decyzje dotyczące wakacji.
Nie jechać – łatwizna. Odkładamy ją na bok. Zacznijmy ambitniej. Powiedzmy – Egipt. Nie wiemy, jak się tam sprawy potoczą. Pal sześć. Możemy zamienić Egipt na Tunezję, Turcję, Maroko, Kenię… Albo liczyć, że nawet jeśli zamieszki w Egipcie się nasilą, to skupią się w Kairze, a w wakacyjnym imperium na Synaju Egipcjanie utrzymają spokój, żeby nie tracić pieniędzy.
Może tak. Może nie. A może w Egipcie i Tunezji przestaną się troszczyć o pieniądze. Może oddadzą się politycznym emocjom bez samoograniczeń? Czort wie. Eksperci coś mówią. Ale jedni tak, drudzy inaczej. A rok temu jedni ani drudzy nie przewidzieli arabskiej rewolucji. Trudno wierzyć, że teraz trafnie to zrobią. Zwłaszcza – że przewidzą punkt równowagi między polityczną emocją i finansową racjonalnością po drugiej stronie Morza Śródziemnego.
Można się przymierzyć do Grecji, Włoch, Hiszpanii. Ale co tam się będzie za pół roku działo? Wiem, wiem. Nie wolno straszyć kryzysem! Euro nie padnie. Nikt z niego nie wypadnie. Ale gdyby jednak...
Dwa lata temu nie było żadnego gdyby.