Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Obiekt do podziwiania

Justyna Kowalczyk znów wygrywa

Justyna Kowalczyk znów wygrała Tour de Ski. Jej największa siła tkwi w tym, że nie traktuje siebie jak dzieło skończone.

Jakby się ten sezon w biegach narciarskich nie skończył, najbardziej prestiżowe zwycięstwo Justyna Kowalczyk ma już w kieszeni. Tour de Ski to dziś takie małe mistrzostwa świata – 9 zawodów, w ekspresowym tempie, prawdziwy przekrój biegowych konkurencji. Dla Polki tegoroczne zwycięstwo ma smak szczególny, bo nie tylko wygrała ten prestiżowy cykl trzeci kolejny raz, ale zostawiła za plecami swoją najgroźniejszą rywalkę, Marit Bjoergen.

Ten sezon tylko utrwala zauważalny od kilku lat porządek rzeczy na biegowych trasach – są Marit i Justyna, a za nimi przepaść. W tle ich rywalizacji jest permanentne niepogodzenie się Kowalczyk z zezwoleniem na przyjmowanie przez chorą na astmę Bjoergen leków z zabronionej dla sportowców listy. Polka oraz jej trener Aleksander Wierietielny co sezon powtarzają mantrę o nierównych szansach, mimo że większość fachowców od medycyny sportowej nie przyznaje im racji.

Dobrze jednak, że mimo poczucia bycia ledwie równą wśród równiejszych, Kowalczyk wciąż nad sobą pracuje i z sezonu na sezon staje się lepszą biegaczką. Można się irytować jej fochami oraz niepohamowaną skłonnością do grzebania kijem w mrowisku, ale jako sportowiec Justyna jest obiektem do podziwiania.

Mimo, że w tej dyscyplinie sportu zdobyła już wszystko, na czele ze złotem igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata, to ciągle znajduje nowe wyzwania oraz motywację do katowania się w okresie przygotowawczym. Jeszcze niedawno wytykano jej braki techniczne i niezdarną postawę przy zjazdach, teraz mankamenty coraz mniej rzucają się w oczy. Wciąż ma swoje mniej i bardziej lubiane konkurencje, ale o ile kiedyś w tych pierwszych zdarzały jej się poważne wpadki, to ten Tour de Ski pokazał, że szukanie u Kowalczyk wybitnie słabych stron, to strata czasu.

Reklama