Nie obalono kategorycznie żadnych ustaleń dotyczących błędów popełnionych przez załogę (są sugestie, że posługiwali się właściwymi przyrządami, ale to ledwie przesłanki, bowiem i tak zbyt wiele nie odczytano) czy kontrolerów ruchu. Ile wiedzieliśmy, tyle wiemy.
Jest kilka nowych informacji, wśród nich ta, że nie ustalono, iżby zidentyfikowano dotychczas głos płk Błasika. Ale potwierdzono, że był w kokpicie dyrektor protokołu dyplomatycznego, informujący, że nie ma jeszcze decyzji, co robić w tych mglistych okolicznościach. Rzecz to nie najważniejsza, gdy idzie o przyczyny i przebieg katastrofy, czy nawet ewentualne naciski. „Naciskiem” była całość sytuacji, a nie jakieś konkretne zdanie. W sumie w kokpicie słychać głosy 17 osób, zidentyfikowano ledwie 9, czyli połowę. Można odnieść wrażeniem, że w tym tak wrażliwym dla bezpieczeństwa lotu miejscu panował wielki ruch, coś jakby „deptak” głosowy, czemu trudno się dziwić, skoro ustalono, że drzwi do kabiny pilotów były otwarte.
Co się stanie po konferencji, wiadomo było od początku. Bowiem zwolennicy teorii zamachowych mówili to od dawna. Konferencja prokuratury była zresztą ciekawa może nawet nie tyle ze względu na wiedzę przekazaną przez prokuratorów, ale serie pytań dziennikarzy - zwolenników właśnie teorii spiskowych. Oni po prostu wiedzą swoje, ferują opinie bez względu na to, co mówią prokuratorzy. Na fakcie, że na razie nie zidentyfikowano głosu generała buduje się znaną teorię, że przyczyny wypadku były inne niż ustalono, że potrzebna jest nowa komisja, najlepiej międzynarodowa (oczywiście byłoby najwłaściwsze, aby składała się z osób wskazanych przez Jarosława Kaczyńskiego i Antoniego Macierewicza).