Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

ACTA, czas debat

Premier debatował z internautami

W sporze o porozumienie ACTA kolejna faza. Po kryterium ulicznym, czyli manifestacjach w dziesiątkach polskich miast nadszedł czas debat.

W sobotę 4 lutego spotkanie w historycznej Sali BHP w Stoczni Gdańskiej, w Warszawie Improwizowany Kongres Wolnego Internetu, w końcu w poniedziałek debata u premiera. Zwołana w pośpiechu - zaproszenia wyszły w piątek popołudniu, po oświadczeniu Donalda Tuska, że wstrzymuje proces ratyfikacyjny spornego porozumienia, wywołała podejrzenia części środowisk. Wspomniany Kongres Wolnego Internetu przyjął uchwałę, że jego uczestnicy do premiera nie przyjdą. I nie przyszli. Mimo to sala wypełniła się.

Sama dyskusja nie wniosła pod względem merytorycznym niczego nowego. Wszystkie argumenty już padły. Zwolennicy ACTA przekonywali, że ten dokument niczego w istocie nie zmienia w polskim prawie. Przeciwnicy wskazywali na liczne zagrożenia i pytali o konkretne sprawy, związane nie tylko z Internetem, lecz również z konsekwencjami z przyjęcia ACTA dla przemysłu części samochodowych, przemysłu farmaceutycznego zajmującego się wytwarzaniem leków generycznych, kwestią organizmów genetycznie modyfikowanych.

Premier i jego współpracownicy odpowiadali, że zgodnie z ich wiedzą nie widzą żadnych zagrożeń. Co jednak nie oznacza, podkreślał szef rządu, by nie nastąpiła zmiana zdania, jeśli pojawią się racjonalne argumenty. Jest bowiem wiele miesięcy czasu na debatę, podpisanie ACTA nie oznacza jeszcze jej przyjęcia. A debata jest niezbędna, bo w świecie, w którym wszyscy są internautami, trzeba wysłuchać wszystkich argumentów: i Zbigniewa Hołdysa, i Michała Komara z ZAIKSU, i prezesa Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji, i całej rzeszy ludzi mających swoje przemyślenia w temacie ACTA. Nikt nie ma monopolu na słuszność.

Donald Tusk nie krył przy tym zdziwienia, że ACTA wywołała w ogóle takie wzburzenie.

Reklama