Ostatnio wiele uwagi poświęcano prokuratorom wojskowym, dyskutowano, na ile są potrzebni. Podobnej dyskusji wymaga rola prokuratorów z IPN. Pracują oni w dwóch pionach: lustracyjnym i śledczym. Ten pierwszy jest powszechnie znany, bo kojarzy się z lustracją i głośnymi procesami. Działa od 2007 r. jako kontynuacja Urzędu Rzecznika Interesu Publicznego, który polityków lustrował wcześniej. Uaktywnia się zwłaszcza w latach wyborów, kiedy do sprawdzenia jest masa oświadczeń lustracyjnych kandydatów.
Drugi pion prokuratorski – śledczy – pracuje znacznie dłużej, bo od początku IPN, czyli od połowy 2000 r. Utworzono go na podstawie ustawy o IPN już w 1999 r. jako Główną Komisję Ścigania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu. Jest ona kontynuacją wcześniejszej Głównej Komisji Badania Zbrodni – najpierw „niemieckich” (zaraz po II wojnie światowej), potem „hitlerowskich” (od utworzenia w 1949 r. komunistycznego państwa niemieckiego NRD) i wreszcie w wolnej Polsce (od 1991 r.) „zbrodni przeciwko narodowi polskiemu”, czyli także komunistycznych.
W tym mniej znanym pionie pracuje większość prokuratorów IPN: dziś ponad stu na ogólną liczbę ponad 130. Warto zauważyć, że prokuratorów Prokuratury Generalnej, która zarządza całą prokuraturą powszechną w Polsce, jest o połowę mniej niż w pionie śledczym IPN.
Nazwa tej komisji i jej ewolucja odzwierciedla od samego początku jej zawsze aktualny w danym czasie polityczny cel działania. Nie przypadkiem na koniec „badanie” zastąpiono „ściganiem”. Entuzjastom rozliczeń z PRL chodziło teraz nie tylko o zintensyfikowanie wykrywalności zbrodni komunistycznych z przeszłości, ale przede wszystkim o doprowadzenie do ich osądzenia.