Odpowiednia urzędniczka wysłuchała, o co chodzi, a potem poinformowała przybyłych, że mogą przecież „sikać w kuchni do zlewu”. Tęgie mrozy okazały się za słabe na spuchnięte od pogardy łby niektórych urzędników szóstej kategorii odśnieżania. Nie powiem, żebym był tym zszokowany, i jeśli to zapisałem, to tylko jako klimat naszej codzienności. Ktoś powie – administracja – to co się dziwić, chciałby pan usłyszeć cytat z Gombrowicza? I to prawda. Mógłbym w opisie klimatu naszej codzienności przejść do wyższych sfer politycznych i dopiero wtedy by się okazało, jakie to dno pogardy.
Jarosław Kaczyński, komentując tragiczną śmierć Magdy z Sosnowca, porównał działania policji z peerelowską esbecją: „Z jednej strony trzeba się cieszyć, że SB już nie ma, ale niestety policja nie potrafiła przejąć tych metod. Tamci byli skuteczni”. Aż zimno leci po krzyżu, gdy człowiek sobie wyobrazi, jakie to jeszcze formacje i ideologie można publicznie ogłosić jako wzory skuteczności.
Świetnym natomiast tematem, pachnącym Mrożkiem i Gogolem, jest nasz piękny, jasny, mocny i zdrowy – nowy warszawski Stadion Narodowy. Do rymów dodałbym jeszcze „wyjątkowy”, bo to my, Polacy, całkowicie go zbudowaliśmy i to przed zakończeniem budowy. Stadion jest zadaszony, choć nie ma dachu, bo jest to dach otwarty i nie daje się zamknąć. Obiekt jest tak bardzo nowoczesny, że gdy policjanci siedzący na jednej z trybun usiłowali się połączyć za pomocą radiotelefonów z kolegami na płycie stadionu, to im się nie udało. Nie mieli też ze sobą kontaktu w tunelach prowadzących na płytę i na klatkach schodowych.