Grzegorz Rzeczkowski: Donald Tusk byłby dobrym kanclerzem Niemiec?
Klaus Bachmann: (śmiech) Nie sądzę. Systemy polityczne Polski i Niemiec są tak różne, sposób komunikowania się polityków z wyborcami i mediami jest tak inny, że trudno to wytłumaczyć w kilku zdaniach. Nawet gdyby Donald Tusk został kanclerzem Niemiec, byłby to dla niego tak duży szok, że zaliczyłby mnóstwo wpadek, co oczywiście negatywnie wpłynęłoby na jego notowania.
Ale jako polski premier też ostatnio zaliczył parę potknięć. Jak pan ocenia 100 dni jego rządów po drugich - wygranych z rzędu - wyborach?
Pozytywnie. W ogóle pozytywnie patrzę na to, co się dzieje w Polsce. I to nie tylko teraz, za rządów PO i PSL, ale w ostatnich 22 latach. Wbrew pozorom jest mnóstwo spraw, co do których panuje wśród polskich polityków zgoda, które są realizowane w podobny sposób przez każdy z kolejnych rządów. Powiem więcej – w przypadku niemieckich partii takich spraw jest znacznie mniej. W rządach PO widzę dużo kontynuacji. To bardzo dobrze.
Donald Tusk ma dużo większą swobodę ruchów niż jego poprzednicy. Dobrze ją wykorzystuje?
W przeciwieństwie do pierwszej kadencji robi mnóstwo ważnych i potrzebnych rzeczy, które jednak poparcia mu raczej nie przysporzą. Choćby podwyższenie wieku emerytalnego, co na pewno jest bardzo bolesne. Emeryci to grupa, która dość karnie chodzi do wyborów i jest jednak silnym lobby. To grupa, z która każdy rząd musi się liczyć. Tusk mądrze rozpoczął kadencję od takich właśnie, bolesnych reform.
I płaci za to wysoką cenę, bo choć dyskusja nad reformą emerytalną dopiero ruszyła, to poparcie dla premiera i Platformy spadło do rekordowo niskiego poziomu.