Zwiększyły się wszystkie wskaźniki opinii negatywnych o rządzie i o premierze osobiście. Zmalały te, które były pozytywne. 67 proc. badanych mówi źle o rządzie (w lutym było ich 6 proc. mniej), o Tusku też źle 57 proc. (poprzednio 7 proc. mniej) i tak dalej. Jak rośnie po jednej stronie, to maleje po drugiej, gdzie lokują się ci zadowoleni z rządu i premiera. Te wyniki korelują się z sondażami, które niedawno pokazywały w ogóle spadek poparcia dla Platformy Obywatelskiej, utrzymujący się właściwie od stycznia. Nie jest on oczywiście dramatyczny, ale powoli przemienia się w tendencję dołującą spychając PO coraz bliżej progu 30 proc., za którym czai się Prawo i Sprawiedliwość.
Nic tu zapewne oryginalnego nie można powiedzieć, wiadomo, dlaczego tak się dzieje. Przez te pierwsze miesiące drugiej kadencji rząd i premier notują kolejne wpadki i niepowodzenia, których suma jest zadziwiająco już duża. Ale – co najważniejsze – gruntują one coraz silniejsze przekonanie, że ekipa była nieprzygotowana do kontynuacji rządzenia, że premier dość woluntarystycznie (elegancko nazywa się to: autorsko) układał swój gabinet. Niefrasobliwie i bez dobrego przygotowania rozpoczął reformę emerytalną, że dał plamę w sprawie ACTA, też w sprawie refundowania leków. Że się upiera i ogłasza a potem cofa, i już padają zakłady, że podobnie będzie w relacjach z Kościołem, a może nawet z tymi osławionymi deregulacjami ministra Gowina.
Coś się takiego porobiło, że obraz Tuska jako premiera, ba, nawet jako polityka, doznał dużego szwanku, został mocno uszkodzony, co widać i słychać w wypowiedziach ludzi, którzy jeszcze niedawno byli pod jego wielkim urokiem, także wśród wyborców.
Do tej puli zawirowań i ruchów robaczkowych – raz do przodu, za chwilę w tył, trzeba naturalnie zaliczyć ten cały spektakl wojenny z PSL.