Znika z mieszkania detektywa Rutkowskiego, który bardzo się martwi. Na szczęście drogą operacyjną odnajduje listy, które zostawiła uciekinierka. Ujawni je w całości dopiero w następnym odcinku. Zostańcie przed telewizorem, jutro kupcie tabloidy.
Chyba nikt nie byłby zdziwiony, gdyby się okazało, że to sam detektyw doradził matce zniknięcie, żeby potem móc jej szukać i występować przed kamerą, prawda? Taki wykrywacz kłamstw mógłby zakończyć serial, a przynajmniej zakończyć jakiś wątek. Moglibyśmy mieć mniej detektywa w mediach. Na szczęście nigdy się tego nie dowiemy. Komu zresztą taka wiedza byłaby potrzebna?
Media, także te ogrywające serial o dziewczynce, jak jeden mąż walą jak w bęben w policję i prokuraturę. Aplikują do tej sprawy swoje standardowe procedury i nijak nie nadążają za detektywem i tabloidami. Już zrezygnowały z wyścigu, oddały mu pole.
Podobnie było w Portugalii, gdy zaginęła czteroletnia Angielka Madeleine . Organy ścigania wlokły się za samozwańczymi śledczymi, którzy ogłaszali co rano nowe rewelacje. Być może bitwa policji z tabloidami o zachowanie powagi takiego śledztwa jest w dzisiejszych czasach nie do wygrania.
Tak więc podobnie jak w Portugalii coraz mniej wiemy o tym, co się stało w Sosnowcu i dlaczego tak się stało. I pewnie się nie dowiemy, bo serial musi trwać.
A w tle jest ciągle pełna napięć rodzina, problemy, o których nikt nie wiedział, nie umiał nazwać i nie szukał pomocy. I półroczna dziewczynka, która nie żyje. Czy ktoś pamięta jeszcze o Magdzie z Sosnowca?