Można uważać ich za oszołomów, ale jedno trzeba im przyznać: potrafią się zorganizować – mówi znany poseł Platformy Obywatelskiej. Uroczyste obchody drugiej rocznicy katastrofy smoleńskiej – od Warszawy po najdalszą prowincję; „marsze w obronie wolnych mediów” (czyli Telewizji Trwam, której KRRiT nie przyznała miejsca na platformie cyfrowej) w niemal każdym większym mieście; Wielki Wyjazd na Węgry z poparciem dla premiera Viktora Orbána, w którym wzięło udział kilka tysięcy osób; manifestacje przeciwko zmniejszeniu liczby godzin historii w szkołach i przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego – to akcje prawicowych ruchów tylko z ostatnich 2–3 tygodni. – Przeciętny obserwator sceny politycznej nie kojarzy organizacji, które stoją za tymi akcjami. Sukcesy idą na konto PiS. Te ruchy się z tym godzą – żyją z partią Jarosława Kaczyńskiego w symbiozie. To on decyduje, kto może odwoływać się do spuścizny jego brata, która jest dla tych ruchów głównym paliwem – przekonuje były polityk PiS, dziś członek ugrupowania Zbigniewa Ziobry.
Córka Marta wydziedzicza zdrajców
Rozmaite ruchy i organizacje chcące upamiętnić ofiary katastrofy smoleńskiej, kontynuować ich misję, domagające się wyjaśnienia okoliczności tragedii zaczęły powstawać już kilka tygodni po 10 kwietnia 2010 r. Zakładali je zarówno ludzie, którzy nie znali osobiście pasażerów Tu-154, jak i przyjaciele oraz rodziny ofiar.
Niespełna miesiąc po katastrofie dziennik „Polska. The Times” ogłosił, że córka Lecha i Marii Kaczyńskich – Marta, zamierza ustanowić fundację ich imienia i objąć jej prezesurę.