Projekt postawiony ponoć na fundamencie myśli nieżyjącego prezydenta, a realizowany już przez brata Jarosława, znany wcześniej pod nazwą IV RP. Jeśli taki projekt rzeczywiście jeszcze istnieje, to PiS zrobił wszystko, aby go ukryć za wrakiem. Obchody drugiej rocznicy katastrofy smoleńskiej Prawo i Sprawiedliwość zawłaszczyło i zdominowało. Nawet ofiary katastrofy partyjnie podzielono na swoich i nieswoich, w ramach – jak to prezes wyjaśniał – ordo caritatis, czyli porządku miłowania. Partyjnego.
Smoleńsk jest dziś dla PiS dowodem na wszystko i wszystko ma się z nim kojarzyć, wszak żyjemy w czasach przekazów jednoznacznych, łatwych do zapamiętania i oczywiście pobudzających emocje. Smoleńsk więc to nieudolność rządzących, bezrobocie, drożyzna, to Polak bez emerytury, harujący aż do śmierci, to zmarnowane polskie szanse w polityce międzynarodowej, prześladowania Kościoła i opozycji. Wreszcie i to, że ludzie niegodni (zdrajcy, a nawet pewnie i mordercy) sprawują najwyższe urzędy, co jest oczywiście haniebne.
Stawać w zawody z tą falą demagogii, oszczerstw, spiskowych teorii, przebijać się przez ten mur autentycznej nienawiści, czy wręcz rodzaj smoleńskiego szaleństwa, niezmiernie trudno. Bo jakie znaleźć słowa i gesty, które nie staną się przedmiotem kolejnych pomówień, zarzutów o narodową hańbę i zdradę? Na ten poziom emocji racjonalne argumenty nie trafiają, one tylko podgrzewają nastroje. I pewnie PiS wyszłoby z tego permanentnego partyjnego wiecu, w jaki zamieniło rocznicę katastrofy, obronną ręką, gdyby właśnie nie ów wrak i emocje z nim związane.
Do wywołania kolejnej awantury wystarczyło proste stwierdzenie prokuratora generalnego i wspólny komunikat prokuratury generalnej i wojskowej, że wrak został przebadany przez polskich specjalistów na potrzeby śledztwa.