Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Nie chcę, ale muszę

Bogdan Wenta podał się do dymisji

Ostatnio nie miał dobrej passy, ale legendą już został, a i jako punkt odniesienia dla swojego następcy pewnie nieraz wróci.

Coś tu się nie zgadza. Na konferencji prasowej, zwołanej specjalnie po to, by ogłosić zakończenie (po niemal ośmiu latach) pracy z reprezentacją narodową, Bogdan Wenta oznajmił, że decyzję o zwolnieniu posady podjął już w Alicante. Tuż po przegranych eliminacjach do igrzysk w Londynie i poinformował o tym zespół. Tymczasem w Alicante mówił co innego: nie po to zaczynałem od zera, by teraz rezygnować. Bardzo prawdopodobne jest więc, że decyzję podjęli za Wentę jego przełożeni ze Związku Piłki Ręcznej w Polsce, ale że być odwołanym to zawsze gorzej wygląda, niż samemu odejść, stanęło na honorowym podaniu się do dymisji. Mniejsza o szczerość przekazu; fakt jest faktem – kończy się w polskim sporcie pewna epoka.

Gdyby brać pod uwagę ostatnie wyniki reprezentacji, Wenta nie miał żadnych argumentów na swoją obronę. Wprawdzie na konferencji wspominał, że w europejskim rankingu polska reprezentacja plasuje się dziś na 6. miejscu, jednak jej rzeczywistą siłę lepiej oddają raczej ostatnie wyniki na międzynarodowych imprezach (8. miejsce na mistrzostwach świata 2011, 9. na tegorocznych mistrzostwach Europy). Nie da się wykluczyć, że tendencja spodkowa się utrzyma, bo w zespole szykuje się przebudowa. Decyzję o rezygnacji gry z kadry ogłosiło kilku doświadczonych zawodników (Marcin Lijewski, Karol Bielecki, Mariusz Jurasik), a młodzi nie napierają. Zresztą obracanie się wokół tych samych nazwisk, niechęć do wpuszczania do reprezentacji świeżej krwi – to najczęściej powtarzane zarzuty wobec Wenty.

Odchodzi w momencie trudnym, ale na pomnik i tak sobie zasłużył. Mówiąc, że zaczynał od zera, trener wprawdzie troszkę nagina rzeczywistość, bo siedem-osiem lat temu to był okres, gdy na polskich piłkarzy ręcznych było w Bundeslidze, uważanej za najsilniejszą ligę świata, prawdziwe branie.

Reklama