Adam Szostkiewicz: Gdzie jest Polska, panie dyrektorze?
Jan Ołdakowski: Według mojej wiedzy między Tatrami a Bałtykiem, panie redaktorze. I między Rosją i Niemcami.
A jak się mają w tej Polsce nasze polskie sprawy?
Moim zdaniem raczej dobrze. Kryzys mniejszy niż się spodziewaliśmy. Jesteśmy w Unii Europejskiej i NATO, żadna wojna nam nie zagraża…
Jak to, przecież słyszymy, że jesteśmy w stanie wojny z Rosją, że państwu polskiemu w Smoleńsku ścięto głowę?
…więc te rzeczy fundamentalnie dla nas ważne mamy załatwione. Wykonaliśmy plan minimum z naddatkiem. Generalnie sytuacja jest dobra, choć oczywiście możemy być niezadowoleni, że nie zrobiliśmy więcej, że zmiany nie są głębsze. Ale jesteśmy w miejscu, o którym nawet nie marzyliśmy 23 lata temu.
Już po katastrofie w Smoleńsku, jeszcze jako poseł PiS mówił pan „Gazecie Wyborczej”, że nie widzi pan dzielenia Polaków przez prezesa Kaczyńskiego na prawdziwych i nieprawdziwych patriotów. Dziś też pan nie widzi?
Ja odszedłem z polityki. Jestem tylko dyrektorem Muzeum. Mam przywilej i przyjemność patrzeć z pewnego dystansu. Z tej perspektywy widzę też inne rzeczy. Na przykład to, że kiedy szedłem na rozmowę z panem, przed Muzeum stało siedem autokarów z różnych miejsc Polski. To znaczy, że przyjechało tu kilkanaście klas szkolnych, by uczyć się historii. To jest dla mnie ważniejsze niż newsy w mediach mające ukazywać, jak głęboko podzielona jest Polska. Bo z tego punktu widzenia, podziału nie widać. Rzeczywistość jest jakby lepsza. Choć w retoryce on oczywiście istnieje.
Istnieje chyba nie tylko w retoryce. A retoryka może mieć praktyczne konsekwencje polityczne i społeczne.
Nie, z retoryki nigdy nie wyniknęły praktyczne skutki.