Kilka dni wielkiej majówki, cztery wypadki, osiem ofiar. Kamieńsk koło Radomska, przedostatni dzień kwietnia. Zbliża się wieczór, za sterami ultralekkiej maszyny Aviasud Mistral siedzą 71-letni instruktor i 36-letni kursant. Pracownik pobliskiego lotniska w Kamieńsku-Orlej Górze widzi, jak maszyna wzbija się w powietrze, po czym nagle znika między drzewami.
1 maja, lotnisko Bemowo w Warszawie. Wczesnym popołudniem do lotu szkolnego startują uczeń i instruktor – pilot z doświadczeniem w LOT. Ledwie odrywają się od pasa, gdy w samolocie, lekkim Liberty Aerospace, zawodzi silnik. Próba powrotu na pas startowy kończy się katastrofą.
3 maja w Pile, kilkaset metrów od lotniska, tuż po starcie spada na las dwumiejscowy Zodiac. Również z instruktorem i uczniem na pokładzie. I w tym przypadku – twierdzą świadkowie – tuż przed katastrofą pilot miał stracić kontrolę nad maszyną, doprowadzając do tzw. przeciągnięcia.
6 maja w Liskovej na Słowacji, krótko po starcie, spada awionetka. Natychmiast zaczyna się palić. Ginie polskie małżeństwo.
Nie były to pierwsze ofiary tegorocznego sezonu lotniczego. W marcu pod Krosnem zmarł motolotniarz uderzony w głowę śmigłem swej maszyny. Kilka dni później w Wielkopolsce w katastrofie motolotni zginął ksiądz, wykładowca seminarium w Gnieźnie. Szybownik z Olsztyna runął na ziemię, podchodząc do lądowania. Dwaj polscy piloci zginęli w lutym na Florydzie, gdy ich Cessna spadła do morza niedługo po starcie z lotniska w Key West.
Według Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, w 2011 r. doszło do ponad 130 katastrof lotniczych z udziałem niedużych samolotów, tzw. ultralekkich i turystycznych. Zginęło w nich 40 osób – najwięcej w ostatnich 23 latach.