I to jak ważne. Przywiązanie zademonstrowało się niechcący. Pod Sejm przyjechał Pan Duda i Jego Trupa z instalacją performerską „Spólnymi łańcuchy opaszmy ziemskie kolisko”. Kolisty gmach Sejmu aż kusił, by go opasać. Już pachniało Mickiewiczem. W środku gmachu wybrańcy społeczeństwa zestrzelili „w jedno ognisko duchy”. I zaczęło się widowisko, jakiego paryski Grand Guignol by się nie powstydził. Wykonawcy genialnie improwizowali na dowolny temat. Sypały się perły i diamenty literatury tego trudnego gatunku.
Przepyszny Jarosław Kaczyński z subtelnym wyczuciem ironii wcielił się w XVII-wiecznego księcia Bogusława Radziwiłła. Tak! Kaczyński wybrał fragment opisany w „Potopie”, w którym Andrzej Kmicic, chorąży orszański, słucha księcia Bogusława rozprawiającego o swym bracie księciu Januszu Radziwille, wojewodzie wileńskim. W tym monologu Bogusław nagle się zatrzymał i spytał Kmicica: – Znasz niemiecki, kawalerze? Znam – odparł pan Andrzej, a wtedy książę z ulgą: – To chwała Bogu. Będę mówił po niemiecku, bo mi od waszej mowy wargi pierzchną.
Kaczyński przywalił Palikotowi: „Nigdy nie wypowiadam tego nazwiska”. I nie wypowiedział, wszyscy jednak wiedzieli, że nie z szacunku, lecz wręcz przeciwnie. I nagle Wielki, od lat siedmiu czekający na Godota, przywołał z imienia i nazwiska osobę Adolfa Hitlera, którego dzieło kontynuują tacy właśnie, jak z nazwiska niewypowiedziany. Widmo przemknęło przez polski Sejm. Przypuszczam, że nie mnie jednemu skóra ścierpła. Najważniejsze jednak, że mówiącemu wargi nie spierzchły. Palikot próbował – że tak to nazwę – się odszczekiwać.