Przed meczem z Czechami trwały ogólnonarodowe konsultacje w sprawie Tytonia w bramce. Reszta składu pozostawała z meczu z Rosją w myśl zasady, że zwycięskiej drużyny… itd. Tyle tylko, że myśmy nie mieli zwycięskiej drużyny. Dwa szczęśliwe remisy dawały nam dwa punkty. Dwa zwycięstwa dałyby sześć. Wtedy można by nie zmieniać składu. Ale mecz z Czechami został ogłoszony jako „historyczny awans do ćwierćfinałów”, zanim się zaczął. Postanowiłem nawet zobaczyć w telewizji to spotkanie, ale… – zawsze jest jakieś „ale” – …już było słabo, gdy pokazało się studio TV i redaktor powiedział: „w tym meczu będzie wszystko jak u Szekspira – dramatyczna akcja, intryga”. Intryga w meczu futbolowym? To już lepiej było się powołać na Fryderyka Schillera i jego „Intrygę i miłość”. Nic to, patrzmy i słuchajmy. Redaktor nie spuszcza z tonu, wita obecnych w studiu gości – m.in. Engela, Lubańskiego – i pyta: Panowie, co w tej chwili ma zrobić Franciszek Smuda? Czuję, że pytanie jest bez sensu. Goście też to czują. Ja się na futbolu nie znam, ale oni się znają. Co może zrobić Smuda, skoro za minutę zaczyna się mecz?
Drużyny wchodzą na boisko. Deszcz. Wita nas red. Szpakowski, będzie komentował. Mówi: Proszę państwa, ten mecz trzeba wygrać. Trzeba! Obojętnie jak, ale trzeba wygrać! Uuuuu… – pomyślałem. Jeśli obojętnie jak, to dziękuję. I wyłączyłem telewizor. A Pan Los, słysząc prowokacyjne „trzeba wygrać obojętnie jak”, uśmiechnął się tylko i pokazał nam wszystkim, że obojętnie jak to można tylko przegrać.
W dniu meczu z Czechami, jak to zwykle w sobotę, ukazał się najczęściej cytowany w Polsce dziennik „Rzeczpospolita”.