Świadkiem „parkowania” Jacka Kurskiego był nasz Czytelnik, który całą sytuację opisał w liście do redakcji, na dowód załączając fotografie. A było to tak: „19 czerwca [we wtorek – red.] za złamanie zakazu wjazdu przy lotnisku na ulicy Słowackiego, przez policję został zatrzymany samochód. Okazało się, że to europoseł Kurski. Gdy policjanci poznali, kim była osoba prowadząca samochód BMW X 5 grzecznie przeprosili i odjechali, a Pan Kurski nie zrażając się niczym z impetem wgramolił się koło parkingu na trawnik. Założył okulary, czapę i poleciał gdzieś nie zważając na nic”.
Bo ślady były wytarte
Choć euro poseł zostawił samochód prawie pod samym budynkiem lotniskowego komisariatu, gdańscy policjanci zajęli się sprawą dopiero po sygnale od nas. - Zostało wszczęte postępowanie w kierunku popełnienia wykroczenia: parkowanie w miejscu niedozwolonym. Funkcjonariusze ustalają kto i kiedy zaparkował samochód na pasie zieleni, na terenie należącym do lotniska – informowała w czwartek sierżant Emilia Karczewska z komendy miejskiej w Gdańsku. Zapewniała, że sprawcę uda się ustalić. Wtedy odpowie za wykroczenie.
Nam udało się to zrobić po jednym telefonie do Jacka Kurskiego. - Rzeczywiście spieszyłem się na samolot na posiedzenie Europarlamentu, a ponieważ nie mogłem znaleźć innego miejsca, to zaparkowałem na trawie. Ale zapewniam, że wjechałem na ślady wytarte już przez inny samochód. Jestem oburzony na samego siebie za to co zrobiłem – mówi Kurski. Nasz Czytelnik, który chce zachować anonimowość, nie może się nadziwić, że poseł Solidarnej Polski zdobył się na tak „wielką bezczelność”, by łamać przepisy kilka metrów od posterunku policji: „Wydaje mi się że stać Pana Kurskiego na parking koło lotniska, bo mnie by było stać, a na pewno nie zarabiam tyle co on”.