Dziś prepaidy, czyli tzw. telefony na kartę, to zmora polskiej policji i służb specjalnych. Wystarczy za kilka złotych kupić w kiosku kartę (tzw. starter) jednego z wielu operatorów i włożyć go do telefonu. Bez umów, rachunków i… ryzyka podsłuchu. Ten ostatni atut jest szczególnie ważny dla przestępców. – W Polsce 99 proc. z nich używa takich właśnie telefonów, bo ułatwia to prowadzenie nielegalnych interesów – mówi Paweł Wojtunik, szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego. – Właściwie nie zdarzają się przypadki, by takie osoby posługiwały się telefonami na abonament. Także gdy do Polski przyjeżdża przestępca z zagranicy – pierwsze co robi, to kupuje na lotnisku starter – potwierdza oficer Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, ekspert od telekomunikacji.
Stary kłopot z „tik – takami”
Karty często kupuje się na pęczki. W półświatku powszechna i od dawna stosowana jest zasada – jedno połączenie, jedna karta. To znaczy, że po krótkiej rozmowie przestępca wyrzuca „trefny” starter z telefonu, by dodatkowo utrudnić jego namierzenie.
Gdy osiem lat temu ABW zatrzymało prominentnego posła SLD Andrzeja Pęczaka okazało się, że do rozmów z korumpującym go lobbystą Markiem Dochnalem używał właśnie prepaidów. W jednej z podsłuchanych wówczas rozmów żalił się, nawiązując do nazwy prepaidowej usługi Ery Tak Tak (teraz T-Mobile), że jest podsłuchiwany przez służby i dlatego powinien kupić „skrzynkę tik – taków”.
Służby podkreślają, że choć mają swoje sposoby na namierzenie przestępców korzystających z bezabonamentowych komórek, jest to jednak dość czasochłonne.