Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Dzień tłusty

Relacja z Londynu o polskich medalistach

Dzielne kobiety i silni mężczyźni dali wreszcie polskim kibicom trochę radości.

Tomasz Majewski szykował się do pierwszego podejścia w pchnięciu kulą, gdy na stadion olimpijski przyszła wiadomość o złotym medalu Adriana Zielińskiego w podnoszeniu ciężarów. Mistrz Majewski nie wyglądał jednak na kogoś potrzebującego otuchy, bo każda dodatkowa próba, aż do momentu wyłonienia finałowej ósemki była lepsza. Zresztą pokaz siły i pewności siebie dał już w porannych kwalifikacjach. Sprawę awansu załatwił w pierwszej próbie.

***

W sporcie o wielkich sprawach czasem przesądzają małe rzeczy. Adrian wygrał złoto, bo był lżejszy od Rosjanina o 130 gramów. Majewski wyszedł na prowadzenie, które dawało mu kontrolę nad sytuacją, bo wyprzedził Niemca Davida Storla o jeden centymetr. Kibice docenili dobrą próbę, na chwilę odwrócili nawet uwagę od startujących akurat w biegu na 200 m siedmioboistek, na czele z Jessicą Ennis, nominowaną przez media na brytyjskiego sportowca numer jeden.

Potem już sprawy toczyły się szybko. Amerykanie, ku powszechnemu zaskoczeniu, nie mieli swojego dnia, młody Storl sprawiał w kole wrażenie zniecierpliwionego. Wszystko wyjaśniło się przed ostatnią próbą – Storl nie dał rady i można było świętować. Majewski odebrał biało-czerwoną flagę, cudem uniknął zderzenia ze startującymi akurat specjalistkami od 10 km i ryknął z radości.

***

Do strefy, gdzie czekali dziennikarze wszedł ten sam Tomasz Majewski, co zwykle. Trochę zakłopotany sukcesem, skromny ponad miarę – najchętniej chwalił Storla mówiąc, że to przyszłość kuli i że w ostatniej próbie specjalnie dla Davida dołożył jeszcze do odległości dwa centymetry, bo sam kiedyś przegrał o jeden i wie, jakie to przykre uczucie.

Zdobyć złoty medal olimpijski – to wielka rzecz, a powtórzyć wyczyn i to od razu po czterech latach – to cecha wielkich mistrzów.

Reklama