Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Złoci klienci

Szef Amber Gold w areszcie

Marcin P., szef Amber Gold najbliższe trzy miesiące spędzi w areszcie. Teraz pora przyjrzeć się klientom firmy.

Takiej decyzji sądu można było się spodziewać: gdy w Gdańsku trwało posiedzenie w sprawie aresztu dla Marcina P., w Sejmie odbywał się inny sąd – nad organami wymiaru sprawiedliwości i innymi instytucjami państwowymi, które zajmowały się (albo raczej: nie zajmowały się) w minionych latach sprawą Amber Gold.

Według polityków opozycji sprawa jest prosta: Marcin P. mógł przez kilka lat bezkarnie działać, bo „państwo zawiodło”; przez nieudolność „państwa” drobni ciułacze zostali pozbawieni oszczędności całego życia. W ich wypowiedziach sprawa Amber Gold urasta do rangi ogólnonarodowej katastrofy.

Czemu więc placówek Amber Gold nie okupują tłumy klientów, domagających się zwrotu powierzonych firmie pieniędzy, jak to bywało, gdy padały rozmaite piramidy finansowe w Polsce i za granicą? Według Marcina P. Amber Gold miało około 7 tys. klientów. Tyle samo miała Bezpieczna Kasa Oszczędności Lecha Grobelnego. Gdy upadła – w 1990 r. – jej okienka szturmowały tłumy poszkodowanych. Dziś, dziennikarzom piszącym o Amber Gold trudno dotrzeć do ludzi, którzy ulokowali w niej pieniądze. Niewielu chce przyznać się do tego publicznie, ale też niewielu skarży organom ścigania.

Prokuratura postawiła Marcinowi P. zarzut doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w kwocie nie mniejszej niż 181,9 mln zł co najmniej 2990 osób. Tylko tylu poszkodowanych zgłosiło się do prokuratury od 13 sierpnia, gdy władze Amber Gold ogłosiły decyzję o jej likwidacji. Nie tylko grono poszkodowanych jest dziwnie małe w stosunku do liczby klientów podawanej przez Marcina P. Także suma, której zwrotu się domagają, ma się nijak do wcześniejszych doniesień o skali działalności Amber Gold.

Reklama