Czy chcemy państwa liberalnego, gdzie nawet ktoś mający silną władzę i silny mandat nie może wszystkiego, gdyż decyzje i odpowiedzialność za nie rozkłada się na różne, mniej lub bardziej niezależne instytucje?
Czy też takiego, w którym władza polityczna jest skupiona w jednym ręku, ingeruje we wszystkie sfery i jest w istocie jedynym politycznym dyrygentem, także procesów gospodarczych i wolności obywatelskich?
Jaki jest stopień odpowiedzialności obywateli za ich własne, czasem ryzykowne decyzje oraz zakres bezpieczeństwa, a co winno gwarantować państwo nie tylko w sferze porządku publicznego, lecz także ekonomicznego?
Opozycji na takiej rozmowie z Tuskiem jednak nie zależało, bo jej celem było związanie osobiście premiera ze w sumie dość banalną sprawą Amber Gold, przedstawianą jako gigantyczna afera.
Ale sprawa Amber Gold może być soczewką, pod którą lepiej widać niedoróbki powstałe w różnych okresach budowania, poprawiania i reformowania państwa. Można w niej szukać odpowiedzi na pytania o kondycję Polski resortowej, gdzie ministrowie są panami na swych zagrodach, a nie przedstawicielami państwa wobec podległych resortów. O niezależność różnych urzędów i instytucji od władzy wykonawczej czy nawet ustawodawczej. O rolę i funkcję służb specjalnych, o kwalifikacje kadr urzędniczych, więc także o jakość korpusu służby cywilnej.
W państwie są błędy – mówił premier – ale nie dajmy sobie wmówić, że całe państwo polskie jest błędem. Czasem błędy tkwią w niedokończonych zmianach, czasem w reformach nieprzemyślanych, podejmowanych pod wpływem politycznych emocji.