Wydarzyło się to chyba na wiosnę tego roku. W Sejmie dziennikarze szli grupką za ministrem Gowinem. Minister nie zatrzymywał się i na pytania nie odpowiadał. Padło jednak pytanie o legalizację związków partnerskich – wtedy Gowin odwrócił się i nie ukrywając lekkiego politowania, odpowiedział: Życzę powodzenia. Odwrócił się plecami i poszedł dalej.
Przypominam ten epizodzik, bo właśnie w ostatnią niedzielę rzecznik PiS Adam Hofman powiedział, że minister Gowin ma wyczulone ucho na sprawy społeczne. Bardzo możliwe, że jest tak, jak Hofman mówi, ale samo ucho nie wystarczy. Trzeba jeszcze zrozumieć, co się słyszy i wtedy odpowiedzieć. Jeśli Gowin tak reaguje na problemy społeczne, jak wtedy odpowiedział dziennikarzom, to słuch on może i ma, ale ma też przekonanie o swojej ideologicznej wyższości. Zresztą nie tylko ideologicznej. Ma w nosie literę przepisów prawa, bo – jak dodał – ważny jest ich duch. Powiało IV RP i Ludwikiem Dornem, który zachęcał do walki z „imposibilizmem prawnym” dowodząc, iż prawo nie może być przeszkodą, gdy istnieje potrzeba politycznych zmian. Nie mamy my szczęścia do ministrów i osób politycznych. Dorn przecież był marszałkiem Sejmu, wicepremierem i szefem MSWiA. Ale przypominam to tylko tak, przy okazji.
Teraz mamy dwóch wielkich niewydarzonych – Jarosława Gowina i Jarosława Kaczyńskiego (przypadkowa zbieżność imion). Z tego, co słyszę i czytam, wynika raczej, że Gowin tak się zna na prawie, jak Kaczyński na finansach, więc przypuszczam, że musieli się spotkać niczym bohaterowie przywitania jesieni 2012. Rozmyślnie używam słów przywitanie jesieni, bo przypomina mi się „Pożegnanie jesieni” Stanisława Ignacego Witkiewicza, w którym wieści on ogólny rozkład kultury, a koniec kultury będzie oznaczał początek końca ludzkości.