Ta lista niepowodzeń jest doprawdy długa i o każdym z nich można długo opowiadać. Sprawa ACTA, przesunięcie wieku emerytalnego, afera Amber Gold, ekshumacje, nominacje ministerialne, zaniechanie wielu inicjatyw ustawowych… i tak dalej. Nawet jeśli tu i tam udało się coś załatwić, załagodzić czy poprawić, suma wrażeń nie jest najlepsza. Tak jak gdyby gdzieś zaniknął styl i słuch społeczny tego wybitnego przecież polityka. A może najważniejszym problemem jest przede wszystkim swoiste wysferzenie się premiera, postępująca jego osobność w rządzeniu, krzycząca samotność, na którą zapracował w swojej partii. Wydaje się, że nie ma drużyny Platformy, nie ma jej sztabu. Jest tylko Tusk.
Rok po spektakularnym przecież triumfie wyborczym krytyka polityki Tuska jest dość powszechna i nawet wielu prominentnych polityków Platformy jest wyraźnie zagubionych. Nie bardzo wiedzą, co mają mówić - tak samo jak wszyscy oczekują na słowa i myśli swojego lidera. To oczekiwanie jest bardzo dużym ciężarem, coraz większym, gdyż czym bardziej rośnie, tym rozczarowanie może być tylko większe. Zwłaszcza że w ciszy go poprzedzającej słychać tylko opozycję, zajmującą kolejne pola spraw publicznych, czyniącą wrażenie, że na serio zajmuje się Polską, jej kłopotami gospodarczymi, zdrowotnymi i społecznymi.
Czym bliżej do piątkowego wystąpienia (zwanego już drugim expose) premiera, tym obaw i wątpliwości więcej. Z jednej strony jest oczekiwanie, że Donald Tusk zdecyduje się wreszcie na jakąś mocną i głęboką opowieść o dzisiejszej Polsce, dokona remanentu swojego rządzenia od początku drugiej kadencji, wytyczy nowe cele i dokona rekonstrukcji rządu. Że przejmie inicjatywę i przykryje aktywność Jarosława Kaczyńskiego. Pokaże, że znowu wraca do roli przywódcy politycznego formatu państwowego.