Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Parasol narodowy

Po co nam dach, którego nie da się zasunąć, gdy pada? Po co nam dach, którego nie da się zasunąć, gdy pada? Leszek Szymański / PAP

Po blamażu z zalaną przez deszcz murawą przed meczem Polska-Anglia wszyscy oczekują wyjaśnień i rozliczenia winnych. W aferę wplątane jest Narodowe Centrum Sportu – właściwy dysponent stadionu; PZPN, który wynajął obiekt jako organizator meczu; reprezentant FIFA, czyli organizatora eliminacji do mistrzostw świata w piłce nożnej; oraz trenerzy obu zespołów. A także projektanci stadionu, którym zarzuca się, że zaprojektowali niefunkcjonalny dach.

Dach a deszcz

Dach składa się z trzech części. Pierwsza, najwęższa (6,5-metrowa), wykonana jest ze specjalnej membrany częściowo przepuszczającej światło i rozpostarta przy krawędzi fasady stadionu. Druga – największa i właściwa część dachu – jest rozpięta nad trybunami i mierzy 44 tys. m kw. Trzecia to wewnętrzny dach rozsuwany nad boiskiem. Może go nie być – wówczas cały materiał jest złożony i „garażowany” w specjalnym pojemniku, a po rozłożeniu zamyka przestrzeń stadionu całkowicie, chroniąc boisko przed opadami. Ma 11 tys. m kw. Problem polega jednak na tym, że choć można go na wiele dni czy tygodni rozłożyć lub złożyć, nie można nim manewrować (ani z pozycji zamkniętej, ani otwartej), gdy pada deszcz lub śnieg, gdy jest mróz i gdy prędkość wiatru przekracza 30 km/h. Stąd pytanie: po co nam dach, którego nie da się zasunąć, gdy pada?

Mariusz Rutz, współprojektant Stadionu Narodowego, wyjaśnia: – Dzisiejsze prognozy potrafią w sposób pewny przewidzieć, czy za dzień lub dwa będzie deszcz czy słońce. Wówczas w odpowiedniej chwili albo zamykamy dach, albo go otwieramy – to proste. W kabriolecie też nie otwiera się dachu przy prędkości 80 km na godzinę, bo to grozi jego urwaniem.

Polityka 43.2012 (2880) z dnia 24.10.2012; Ludzie i wydarzenia. Kraj; s. 10
Reklama