Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Szaleństwo, szaleństwo, szaleństwo

Smoleńska eksplozja bezmyślności

To, co dzieje się z informacją o rzekomej obecności materiałów wybuchowych na pokładzie Tupolewa wskazuje na głęboki stan ogłupienia części dziennikarzy, polityków i prokuratorów.

CZYTAJ TEŻ: Co teza zamachu oznacza w praktyce dla polskiej polityki? Artykuł z najnowszego numeru tygodnika dostępny w ofercie Polityki Cyfrowej, do czytania na ekranie komputera, tablecie i smartfonie >>

***

Fakty są takie: „Rzeczpospolita” napisała, że we wraku Tupolewa, który rozbił się pod Smoleńskiem polscy eksperci rządowi znaleźli ślady trotylu i nitrogliceryny. Pozostałości materiałów wybuchowych były m.in. na 30 fotelach wydobytych z wraku oraz na miejscu katastrofy. Na razie wiadomo tylko tyle.

Przede wszystkim nie wiadomo, skąd się wzięły te ślady (o ile rzeczywiście były). Być może – jak pisze „Rz” - to pozostałości II wojny światowej (w okolicy toczyły się ciężkie walki). Być może to ślady po radzieckim poligonie, a może – co tez trudno wykluczyć – wcześniej takie materiały przewożono Tupolewem (w końcu był to samolot wojskowy).

Ale nic to, na wyjaśnienia nikt nie czeka. Informacja zaczyna żyć swoim, bez skrupułów nakręcanym przez stacje telewizyjne życiem. Gdy oglądam niektóre z nich mam wrażenie, że część dziennikarzy i redaktorów po przeczytaniu tekstu „Rzeczpospolitej” skakało z radości, że wreszcie, po długich tygodniach posuchy dostali newsa, którym mogą grzać całymi dniami. Tej nuty chorej ekscytacji w głosach nie da się nie słyszeć.

Podbijanie bębenka trwa od samego rana. Rozmowy, domysły, spekulacje z powtarzaną frazą „trotyl na pokładzie Tu-154M”.

Reklama