Niepokoju dotyczącego przyszłości państwa, roli opozycji, wydolności koalicji, profesjonalizmu mediów. A wszystko z katastrofą smoleńską w tle - najskuteczniejszym dziś środkiem mobilizowania emocji politycznych.
Nie ma co wracać do początku. Kto kogo kopnął pierwszy. Może prapoczątek zła jest w aferze Rywina i kalkulacjach ,,grupy trzymającej władzę’’. To w reakcji na tę aferę prof. Paweł Śpiewak rzucił sanacyjne hasło ,,IV Rzeczpospolitej’’. Przekuto je rychło w ideę POPiS-u. Przez pewien czas obie te prawicowe partie z solidarnościowymi korzeniami szły jednym frontem. Jak zwykle u nas, projekt polityczny zdemolowały ambicje liderów partyjnych. Co miało być sanacją III RP, okazało się zarzewiem bratobójczej wojny wyniszczającej polską politykę.
Smoleńsk okazał się okazją do powrotu PiS na scenę. Okazją wykorzystaną do nagiej kości, z pełną świadomością, jak dewastuje ona kapitał społecznego zaufania do demokratycznego państwa. Polityczne i komunikacyjne błędy obozu premiera Tuska PiS wykorzystywał równie bezwzględnie. Po raz pierwszy od siedmiu lat Platforma ma z kim przegrać.
Doszliśmy w ten sposób na skraj przepaści. Po publikacji „Rzeczpospolitej” prezes Kaczyński podtrzymał swoje słowa o zamachu, zbrodni i winie Tuska, mimo że „Rz” spuściła z tonu w kwestii trotylu. Jak zwykle, Kaczyński coś wie, ale nie powie, no bo mamy ,,dziwne samobójstwa’’, czyli do jednej insynuacji dokłada kolejną.
Kraj, w którym czołowy dziennik przyznaje, że się pomylił w publikacji o kolosalnym znaczeniu politycznym, a lider opozycji mimo to podtrzymuje swoje zarzuty wobec rządu, nie wygląda poważnie. Państwo, które sobie nie radzi z populizmem smoleńskim budzi zażenowanie.