A raczej byłyby możliwe wyłącznie z kilkudziesięcioletnim wyprzedzeniem, co jest nierealne. Np. wydłużenie wieku emerytalnego do 67 lat mogłoby obejmować wyłącznie osoby, które jeszcze nie zaczęły pracy. Inni bowiem rozpoczynając zawodową aktywność mogli uznać, że ich prawa nabyte gwarantują im uzyskanie świadczenia wcześniej. Tak jak mundurowi. Rząd przypisał konieczność dłuższej pracy tylko policjantom, żołnierzom i strażakom, którzy służbę dopiero rozpoczną. Ale pozostałym Polakom pracę wydłużył, więc Solidarność zamierza ustawę „67” zaskarżyć. Rząd jest niekonsekwentny.
Niekonsekwentny jest także wyrok Trybunału Konstytucyjnego. TK orzekł, że ustawa z 2010 r., nakazująca osobom pobierającym emeryturę najpierw zwolnić się z pracy (potem mogą się zatrudnić ponownie), jest właśnie niezgodna z ustawą zasadniczą. Bo rok wcześniej wprowadzono prawo, wedle którego pracodawcy można było w ogóle nie informować o fakcie pobierania świadczenia z ZUS. Wyrok jest niekonsekwentny, bo poprzedniego prawa nie przywraca, daje tylko rządzącym po łapach. Zakwestionowana przez TK ustawa będzie obowiązywać nadal. Każdy, kto zechce przejść na emeryturę, najpierw będzie musiał się zwolnić. Jolanta Fedak, która była inicjatorką tego przepisu, nie chciała – jak jej się to zarzuca – uderzać w pracujących emerytów. Próbowała natomiast nieco zmniejszyć dziurę w ZUS. Liczyła na to, że jakaś grupa osób, która bez prawnego przymusu chce pracować dłużej – w obawie przed kłopotami z ponownym zatrudnieniem – odwlecze moment pobierania emerytury. ZUS nieco zaoszczędzi.
Pieniądze płynące ze składek emerytalnych są już rocznie o 80 mld zł mniejsze niż suma potrzebna na wypłatę emerytur. Ta dziura powiększa się z każdym rokiem.