Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Obrażeni na System

Rozmowa z dr. Łukaszem Jurczyszynem, socjologiem

Łukasz Jurczyszyn jest pracownikiem Akademii Humanistycznej im. A. Gieysztora w Pułtusku, współtwórcą Zespołu Analizy Ruchów Społecznych w Paryżu. Łukasz Jurczyszyn jest pracownikiem Akademii Humanistycznej im. A. Gieysztora w Pułtusku, współtwórcą Zespołu Analizy Ruchów Społecznych w Paryżu. Piotr Małecki / Polityka
O nowej ultraprawicy, radykalizmie i przemocy - mówi Łukasz Jurczyszyn.
Łukasz Jurczyszyn bada konflikty i ruchy społeczne, w szczególności rasizm i nacjonalizm w Polsce, Francji i Rosji.Piotr Małecki/Polityka Łukasz Jurczyszyn bada konflikty i ruchy społeczne, w szczególności rasizm i nacjonalizm w Polsce, Francji i Rosji.

Edwin Bendyk: – Po raz kolejny 11 listopada doszło do ulicznych bijatyk na ulicach Warszawy. We Wrocławiu po manifestacji kilkudziesięciu drabów rozbija słynny squat Wagenburg i masakruje jednego z lokatorów. Robert Winnicki, lider Młodzieży Wszechpolskiej, wzywa do obalenia republiki, a szef ONR Przemysław Holocher do dobicia systemu. Adam Gmurczyk, lider NOP, przekonuje na Facebooku: to jest wojna! Czy nadchodzi brunatna fala?
Łukasz Jurczyszyn: – Zanim zaczniemy oceniać, popatrzmy na samo zjawisko w sensie społeczno-politycznym: coraz więcej grup społecznych i coraz częściej decyduje się, by zamanifestować swoje przekonania, by pokazać swoje istnienie, roszczenia i gniew w przestrzeni publicznej. Nie bagatelizowałbym faktu, że nie są to ciągle ruchy masowe – ważniejsze, że rośnie ich liczba. A w przypadku wydarzeń o charakterze już rytualnym, jak Marsz Niepodległości, liczebność i intensywność. To ważny i niepokojący sygnał, że instytucje służące w demokratycznym społeczeństwie porozumiewaniu się między społeczeństwem a władzą, a także między segmentami społeczeństwa, przestają spełniać swoją funkcję. Partie polityczne, organizacje społeczne, instytucje publiczne stają się coraz bardziej wyalienowane. Co ważne, dzieje się tak nie tylko w Polsce – podobne zjawiska nasilają się zarówno na demokratycznym Zachodzie, w Wielkiej Brytanii czy Francji, jak i w autorytarnej Rosji.

W Polsce ciągle jednak jesteśmy dalecy od tego, co raz na jakiś czas wybucha we francuskich miastach.
To prawda, tym bardziej nie możemy lekceważyć sytuacji – nasze instytucje państwowe powinny szybko zareagować.

Jak? Delegalizując radykalne organizacje? Wysyłając więcej policji na ulice?
Michel Wieviorka, jeden z najwybitniejszych socjologów zajmujących się przemocą, mówi, że najlepszym sposobem na rozładowanie przemocy jest instytucjonalizacja konfliktu. Chodzi o umożliwienie uczestnikom sporu odbudowania relacji, włączenia ich głosu do debaty. Prewencja siłowa niczego nie załatwi. Izolacja i utrudnianie dostępu do przestrzeni publicznej przez zaostrzenie np. ustawy o zgromadzeniach publicznych będą miały odwrotny skutek – przemoc nie zniknie, tylko zejdzie do podziemia, gdzie w skrajnej sytuacji może ewoluować w terroryzm. Wieviorka pokazuje w swoich badaniach, że gdy środowiska radykalne, z jednej strony odwołujące się do języka siły, z drugiej jednak działające w granicach prawa i niepodważające demokratycznego ustroju państwa, zyskują uznaną reprezentację w systemie politycznym, niekontrolowana uliczna przemoc maleje.

Sprawa jednak jest niezwykle delikatna, polega na stałym problemie demokracji: jak włączać do debaty ugrupowania, środowiska, które żyjąc w demokracji, nie są w pełni demokratyczne? Na przykład odwołują się do tradycji antysemickiego ONR, prezentują nietolerancję wobec mniejszości etnicznych i seksualnych, pewien autorytarny anachronizm, mundury, wojskową dyscyplinę. Głoszą hasła typu Wielka Polska, Polska tylko dla Polaków – dużo „polskich” obowiązków i mniej praw obywatelskich. W sytuacji jawnego łamania prawa przez takie ugrupowania, w dodatku konstytucyjnego, instytucje państwowe powinny zdecydowanie reagować. Tak się stało w 2009 r., kiedy został zdelegalizowany ONR w Brzegu. Co ciekawe, była to pierwsza brygada ONR, która w 2003 r. zalegalizowała swoją działalność, rejestrując się jako stowarzyszenie zwykłe. Sąd uzasadnił decyzję uporczywym naruszaniem polskiego prawa poprzez zachowania noszące cechy propagowania faszyzmu.

A jak miałoby w praktyce wyglądać to, co nazywa pan instytucjonalizacją konfliktu?
Badałem kiedyś konflikt we wspomnianym Brzegu, gdzie doszło do eskalacji przemocy wobec społeczności Romów. Strony konfliktu: z jednej strony młodzi mieszkańcy tej miejscowości, którym nikt nigdy nie powiedział, że ksenofobia jest naganną postawą. Z drugiej strony Romowie, najbiedniejsi mieszkańcy miasta. To właśnie ze względu na tę biedę najszybciej spełniali kryteria zapewniające przydział mieszkań komunalnych. Niewtajemniczonym w sytuację wydawało się, że Romowie są bardziej uprzywilejowani od „prawdziwych Polaków” tylko z tego względu, że są mniejszością. Okazało się, że w mieście, w którym istnieje na papierze ponad sto organizacji społecznych, nikt nie pracował systematycznie ze zmarginalizowaną młodzieżą. Z wyjątkiem ONR.

To właśnie aktywiści ONR pomogli młodym mieszkańcom Brzegu napisać tekst, jaki ukazał się w „Kurierze Brzeskim” pod znamiennym tytułem „Ofiary politycznej poprawności”. W trakcie moich badań okazało się, że podstawowym powodem eskalacji był brak jakiejkolwiek formy reprezentacji dla młodych, sfrustrowanych ludzi. Nie chciały z nimi rozmawiać władze, nie interesowały się organizacje społeczne, odwróciła plecami młodzieżówka Platformy Obywatelskiej.

Podobne sytuacje widziałem we Francji podczas moich siedmioletnich badań nad radykalizacją przedmieść. W 1991 r. w mieście Mantes-la-Jolie, w dzielnicy wykluczenia Le Val Fourré, doszło do rozruchów, zginęły trzy osoby. Po tej tragedii ruszył program instytucjonalizacji konfliktu, w który zaangażowało się państwo, władze lokalne i społeczność. Z jednej strony do mieszkańców trafiły środki na rewitalizację zdegradowanej przestrzeni, z drugiej zaczęto odtwarzać tkankę społeczną – powstały organizacje skupiające poszczególne grupy społeczne. Gdy w 2005 r. we francuskich przedmieściach ponownie wybuchły rozruchy społeczne, w Mantes-la-Jolie przemoc została szybko rozładowana.

Dlaczego dominuje radykalizm prawicowy?
Prawicy jest z kilku powodów łatwiej. Kulturowy sztafaż towarzyszący tym ruchom odwołuje się do pojęć dyscypliny, organizacji, co przekłada się być może na większą skuteczność działania. Poza tym dysponują one bogatym repertuarem symboli wypracowanych przez historyczne ruchy narodowe jeszcze przed wojną – to odwołanie do tradycji wzmacnia tożsamość wobec przeciwnika niedającego się zidentyfikować inaczej niż abstrakcyjny System.

Istotny jest aktualny kontekst polityczny: gdy Angela Merkel lub David Cameron mówią o fiasku społeczeństwa multi-kulti, to potwierdzają wizję świata polskich narodowców: nie mamy jeszcze imigrantów, nie chcemy ich jednak mieć, bo chcemy uniknąć bałaganu, jaki panuje na wielokulturowym Zachodzie.

W końcu nie można też zapomnieć o ważnym dla krzepnięcia ultraprawicy momencie, kiedy przynajmniej część środowisk znajdowała się w politycznym nurcie głównym. Obecność Ligi Polskich Rodzin, włączenie przedstawicieli organizacji narodowych do struktur władzy w okresie koalicji PiS-LPR-Samoobrona pomogło w legitymizacji ruchów narodowych.

Dziś jednak ich liderzy odcinają się od wszelkiego politycznego establishmentu. Dla nich Roman Giertych czy Jarosław Kaczyński niewiele się różnią od Donalda Tuska. Wszyscy reprezentują System.
Rzeczywiście, dzisiejsze ruchy mają charakter antysystemowy, po prostu kwestionują cały ład instytucjonalny, z którym nie czują żadnego związku. Poczucie, że system polityczny toczy gangrena, politycy są skorumpowani, podobnie zresztą organizacje społeczne i instytucje publiczne, ogarnia nie tylko radykałów, lecz coraz szersze kręgi społeczeństwa, zwłaszcza młodzieży. Zrozumieliśmy to z pełną mocą podczas protestów przeciwko ACTA.

Czy istnieje związek między ACTA-wistami a radykałami?
Moim zdaniem nie ma związków bezpośrednich, choć sytuacja jest bardzo złożona. Przeciwko ACTA na ulicę wyszli razem ludzie z przeciwnych często obozów, antyfaszyści i narodowcy oraz mnóstwo młodych ludzi bez żadnej silnej afiliacji ideologicznej. Największa innowacja tego ruchu polegała na taktyce „no logo”, czyli zawieszeniu na czas zadania swoich ideowych tożsamości. W trakcie rocznicy 11 listopada obowiązuje już taktyka „multi logo” – gorący konflikt pod swoimi ideologicznymi znakami.

Druga cecha wspólna dla wszystkich tych zjawisk – mają one charakter nowych ruchów społecznych. Nie ma tu silnych wodzów, niezbędnych w klasycznym populizmie – kontrolę nad organizacją sprawuje rzesza „numerów 2”, liderów tworzących płaską sieć przywództwa, której uczestnicy nieustannie negocjują, redefiniują cele i ustalają taktykę. Ruch ACTA rozproszył się, bo osiągnął cel. Pozostały jednak siatki liderów, w Krakowie liczy ona kilkadziesiąt osób, w każdej chwili mogą one podjąć się mobilizacji społecznej energii, jeśli pojawi się nowe zadanie.

Podobnie dziś działają organizacje radykalne, również prawicowe. Istotą ich efektywności jest nieustanna komunikacja, również w wymiarze międzynarodowym. Polscy nacjonaliści są w stałym kontakcie z szowinistami rosyjskimi i serbskimi, uczą się wzajemnie kibicowskich przyśpiewek. Łączy ich antysystemowość i antyglobalizm, choć w swym działaniu bez wahania korzystają z narzędzi globalizacji, jak Internet, Facebook, kody popkultury.

Jednak 12 czerwca w Warszawie doszło do polsko-rosyjskich awantur.
Struktury, czy raczej sieci nowych ruchów, w tym także nowej ultraprawicy, są bardzo złożone. Istnieją znane organizacje, jak NOP, ONR, Młodzież Wszechpolska, istnieją organizacje kibicowskie, w znacznej mierze infiltrowane przez narodowców, choć jednocześnie też mające swoje cele i oryginalne formy działania. Tu nie ma jednej wspólnej taktyki, strategii ani ideologii. Znajdziemy szowinistów antyrosyjskich, gotowych do walki z antypolskimi szowinistami rosyjskimi, oraz polskich i rosyjskich narodowców powracających do ideologii panslawistycznej czy neopogańskiej. To, co wspólne, to, powtórzmy, antysystemowość. Doświadczenie anty-ACTA uczy, że w każdej chwili mogą pojawić się zadania, dla których warto zawiesić partykularne różnice i konflikty, by zjednoczyć się taktycznie dla osiągnięcia ważnego celu. Ciekawe też jest przejmowanie przez radykałów i środowiska kibicowskie symboliki patriotycznej: bojówkarze bijący się z Rosjanami 12 czerwca nosili koszulki z symbolem Polski Walczącej.

Czy pogłębiający się kryzys gospodarczy może przyspieszyć radykalizację?
Nie można tego wykluczyć, rosnące bezrobocie wśród młodych zazwyczaj jest pożywką dla populistycznych radykalnych ideologii. Na razie jednak powody degradacji społeczno-ekonomicznej, dla których mobilizowały się ruchy społeczne w Hiszpanii, Grecji, Francji, a nawet w Stanach Zjednoczonych, nie dotyczą Polski i nie wywoływały poruszenia wśród młodzieży. Jak jednak wspomniałem, liderzy ruchów i różnych ich odłamów, organizacji intensywnie się z sobą komunikują. Protesty anty-ACTA zainicjowane w Polsce rozlały się na Europę, impulsy z innych krajów mogą znaleźć rezonans w Polsce. Niezależnie jednak od ewolucji sytuacji społeczno-gospodarczej musimy w końcu zrozumieć, że konflikt społeczny w Polsce narasta. Bez zaangażowania struktur państwa w jego instytucjonalizację grozi nam podobny rozwój sytuacji jak w Rosji – eskalacja przemocy i coraz częstsze jej erupcje w przestrzeni publicznej.

***

Dr Łukasz Jurczyszyn należy do założonego przez Alaina Touraine’a Centrum Analizy i Interwencji Socjologicznych. Jest pracownikiem Akademii Humanistycznej im. A. Gieysztora w Pułtusku, współtwórcą Zespołu Analizy Ruchów Społecznych w Paryżu. Bada konflikty i ruchy społeczne, w szczególności rasizm i nacjonalizm w Polsce, Francji i Rosji.

Polityka 48.2012 (2885) z dnia 28.11.2012; Polityka; s. 20
Oryginalny tytuł tekstu: "Obrażeni na System"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną