Igrzyska w Krakowie to hasło umowne. W praktyce plan zorganizowania w 2022 roku zimowej olimpiady na południu Polski, przy współudziale Słowaków wygląda następująco: konkurencje narciarstwa alpejskiego i dowolnego odbywają się u naszych południowych sąsiadów, z braku odpowiednich tras po polskiej stronie.
W ramach wdzięczności za pomoc we wparciu kandydatury należałoby również oddać Słowakom prawo organizacji części turnieju hokejowego. W Zakopanem odbywa się narciarstwo klasyczne i biatlon. W Krakowie i okolicach konkurencje halowe oraz bobsleje i saneczki.
Tyle plany. Biorąc pod uwagę stan polskiej infrastruktury sportowej, dziś stoi tylko duża skocznia w Zakopanem (średnia nie spełnia olimpijskich wymogów). Większość pozostałych obiektów trzeba budować od podstaw, choć prawdą jest, że niezależnie od planów olimpijskich w Krakowie powstają właśnie centrum kongresowe oraz największa w Polsce hala widowiskowo-sportowa. Według wstępnych i bardzo ostrożnych szacunków zwolenników organizacji imprezy, trzeba by na nią wydać minimum 5 miliardów złotych. Sporo, biorąc pod uwagę, że Międzynarodowy Komitet Olimpijski dokłada do interesu nawet 40 proc. kosztów.
Zwolennicy projektu czekają teraz na gwarancje rządowe dla finansowania koniecznych inwestycji. Bez nich nie warto nawet wysyłać aplikacji do MKOl. Słychać wprawdzie głosy o wstępnym poparciu dla projektu minister sportu i premiera, ale chyba bardziej znamienne jest, że nie słychać jakoś, by do idei zapalił się minister finansów. Ale można sobie wyobrazić – nawet biorąc pod uwagę trudne kryzysowe czasy – że rząd takich gwarancji udzieli.
Przede wszystkim dlatego, że dużo infrastruktury (również sportowej) buduje się i budować będzie w najbliższych latach przy wykorzystaniu pomocy unijnej, a z rozpoczęciem konkretnych inwestycji (jak tor bobslejowy czy saneczkowy) można poczekać do wyboru gospodarza, czyli pięć lat przed startem igrzysk.