Nie oczekujcie gładkich słów,/okrągłych zdań, łagodnej kpiny./Ja walę zawsze z obu luf/i nie używam wazeliny – śpiewał w utworze ze „Śpiewnika Oszołoma 2” zapomniany już nieco Leszek Czajkowski. W latach 90. nazywany był „bardem polskiej prawicy” lub „bardem oszołomów”. Przed dwoma laty wspierał kampanię prezydencką Jarosława Kaczyńskiego. „Piórkiem oszołoma” na łamach prawicowego tygodnika „Nasza Polska” ganił sztab wyborczy prezesa PiS za to, że kandydat stał się „więźniem łagodności”. A przecież: „nie ma gorszej rzeczy/niż kampania nieciekawa/która wrogów nie kaleczy (…)”.
Czajkowski to prototyp oszołoma dumnego. A zadowolone z siebie oszołomstwo właśnie triumfalnie powraca. Postępujące zaostrzanie retoryki doprowadziło w efekcie do takich przypadków, jak wypowiedzi reżysera Grzegorza Brauna o rozstrzeliwaniu dziennikarzy TVN i „Gazety Wyborczej” oraz działacza PiS Artura Nicponia – o referendum dotyczącym zabicia premiera Tuska. Z jednej strony, mamy więc „zdrajców” i „sprzedawczyków” (o których także podczas wrześniowego spotkania Klubu Ronina wspominał Braun), z drugiej – „oszołomów”. Bo zjawisko oszołomstwa przybrało na sile…
Cały artykuł Malwiny Dziedzic w najnowszym numerze POLITYKI – dostępnym od środy w kioskach, a już dziś wieczorem w wydaniu na iPadzie i w Polityce Cyfrowej.