W styczniu rząd podpisał międzynarodową umowę handlową ACTA, zobowiązującą do walki z naruszeniem praw autorskich i handlem podróbkami. I zaczęło się: w blisko stu miastach Polski internauci wyszli na ulice, protestując przeciw ograniczaniu wolności w sieci, hakerzy zablokowali rządowe strony, a minister cyfryzacji Michał Boni oskarżył szefa resortu kultury Bogdana Zdrojewskiego, że nie skonsultował sprawy z licznym internetowym elektoratem. Premier przestraszony spadkiem poparcia przez wiele godzin słuchał, co o tym wszystkim myślą ludzie sieci, i obiecał „sprawdzić każdą literkę w umowie”, aż wreszcie „podjął definitywną decyzję”, że Polska nie ratyfikuje ACTA. Dokument przegrał też głosowanie w Parlamencie Europejskim.
Za to po kilku miesiącach bojów z ministrem sprawiedliwości Jarosławem Gowinem pod koniec roku rząd podpisał konwencję Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet. Argumenty ministra, że konwencja to „dokument niechlujny”, który zniszczy tradycyjny model małżeństwa i „może upowszechniać homoseksualizm”, nie przekonały Rady Ministrów i Polska dołączy do 25 krajów, które będą respektować zapisy konwencji.