Sprawa zabójstwa i zdetonowania ładunku wybuchowego w wydawnictwie Magnum-X rozpaliła wyobraźnię mediów. Te prawicowe w zabójstwie Krzysztofa Zalewskiego, wiceprezesa wydawnictwa, dopatrywały się powiązań z jego wypowiedziami na temat katastrofy smoleńskiej.
Prokurator, który w zeszłym tygodniu postawił Cezaremu S. zarzut zabójstwa i usiłowania zabójstwa swoich wspólników, wskazywał na ekonomiczne tło tragedii.
Przy okazji media elektroniczne zelektryzowała informacja o nielegalnym arsenale zgromadzonym w szafie pancernej wydawnictwa. Właścicielem arsenału, składającego się z karabinów, pistoletów, granatów, materiałów wybuchowych, a nawet granatnika przeciwpancernego, miał być pracownik wydawnictwa Leszek O., jak przedstawiały go niektóre media.
Leszek O. to w rzeczywistości Leszek Erenfeicht, jeden z czołowych polskich ekspertów od broni palnej. Od 10 lat związany z redakcją miesięcznika „Strzał”, jednego z tytułów wydawanych przez Magnum-X. 10 grudnia, kiedy doszło do tragedii, Erenfeichta nie było w redakcji. Przyjechał na wezwanie policji, która po zabójstwie przeszukiwała lokal firmy i potrzebowała kluczy do jednej z kas pancernych. To w niej znaleziono część arsenału. Choć spisywanie zajętych przedmiotów zabrało policji kilkanaście godzin, wymiar sprawiedliwości może się rozczarować. – W kwestii granatnika muszę sprostować, że mówimy o rurze po wystrzelonym granatniku ćwiczebnym, która nie ma żadnych właściwości bojowych – tłumaczy Erenfeicht.
Kałasznikow był przekrojem broni służącym do prezentacji mechanizmu jej funkcjonowania.