Kraj

Człowiek z Magnum-X

Steyr MPi 69 z kolekcji Leszka Erenfeichta. Steyr MPi 69 z kolekcji Leszka Erenfeichta. Leszek Erenfeicht / Archiwum prywatne

Sprawa zabójstwa i zdetonowania ładunku wybuchowego w wydawnictwie Magnum-X rozpaliła wyobraźnię mediów. Te prawicowe w zabójstwie Krzysztofa Zalewskiego, wiceprezesa wydawnictwa, dopatrywały się powiązań z jego wypowiedziami na temat katastrofy smoleńskiej.

Prokurator, który w zeszłym tygodniu postawił Cezaremu S. zarzut zabójstwa i usiłowania zabójstwa swoich wspólników, wskazywał na ekonomiczne tło tragedii.

Przy okazji media elektroniczne zelektryzowała informacja o nielegalnym arsenale zgromadzonym w szafie pancernej wydawnictwa. Właścicielem arsenału, składającego się z karabinów, pistoletów, granatów, materiałów wybuchowych, a nawet granatnika przeciwpancernego, miał być pracownik wydawnictwa Leszek O., jak przedstawiały go niektóre media.

Leszek O. to w rzeczywistości Leszek Erenfeicht, jeden z czołowych polskich ekspertów od broni palnej. Od 10 lat związany z redakcją miesięcznika „Strzał”, jednego z tytułów wydawanych przez Magnum-X. 10 grudnia, kiedy doszło do tragedii, Erenfeichta nie było w redakcji. Przyjechał na wezwanie policji, która po zabójstwie przeszukiwała lokal firmy i potrzebowała kluczy do jednej z kas pancernych. To w niej znaleziono część arsenału. Choć spisywanie zajętych przedmiotów zabrało policji kilkanaście godzin, wymiar sprawiedliwości może się rozczarować. – W kwestii granatnika muszę sprostować, że mówimy o rurze po wystrzelonym granatniku ćwiczebnym, która nie ma żadnych właściwości bojowych – tłumaczy Erenfeicht.

Kałasznikow był przekrojem broni służącym do prezentacji mechanizmu jej funkcjonowania. Bez problemu można kupić podobny na Allegro (cena wywoławcza 999 zł). A wśród licznych sztuk broni palnej znalazła się m.in. wiatrówka imitująca pistolet Walther P99 i sześć sztuk broni, na którą oskarżony od sześciu lat miał pozwolenie.

Nie oznacza to jednak, że Leszka Erenfeichta ominą problemy. – Przyznaję, że w należącej do mnie szafie znalazły się i takie rzeczy, których być tam nie powinno. A konkretnie pistolet browning high power i granat zaczepny RG42 – dodaje oskarżony o nielegalne posiadanie broni i materiałów wybuchowych. Erenfeicht twierdzi, że pistolet dostał lata temu od znajomego i nie miał serca się go pozbyć. W szafie pancernej i w domu oskarżonego policja znalazła również ponad 12 tys. sztuk amunicji. Część z niej pasowała do broni, na którą miał pozwolenie. Zdecydowana większość jednak, w świetle prawa, posiadana była przez niego nielegalnie. Polskie prawo zabrania trzymania choćby jednego naboju do broni, na którą nie ma się pozwolenia. – Jestem ekspertem i historykiem broni palnej. Większość tych nabojów stanowi moją kolekcję, która pokazuje rozwój amunicji od czasów dawnych do dziś. To nielegalne, ale inaczej nie mogłem ich opisywać – tłumaczy się Erenfeicht.

Sąd, któremu przyjdzie ocenić jego przypadek, będzie miał trudne zadanie. W świetle prawa ekspertowi grozi od roku do ośmiu lat więzienia.

Polityka 01.2013 (2889) z dnia 01.01.2013; Ludzie i wydarzenia. Kraj; s. 10
Reklama

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną