W lutym 2008 r. Z. wraz z kolegą Jarosławem Zabiegą, dziennikarzem Super Expressu, rozbili się Ferrari Modena o filar wiaduktu. Zabiega zginął na miejscu, Z. długo walczył o życie, był w śpiączce.
Z., mimo licznych terapii do tej pory nie odzyskał w pełni formy sprzed wypadku. Jest wycofany, sprawia wrażenie nieobecnego. Długo nawet przesłuchiwanie go nie miało sensu – Z. twierdził, że nie pamięta wypadku, nie pamiętał nawet, że ma synów. Jego znajomi potwierdzali, że zdjęcia płonącego Ferrari Maciej Z. ogląda beznamiętnie, jakby dotyczyły kogoś innego – jesienią 2008 r. prokuratura zawiesiła śledztwo w sprawie wypadku na czas nieokreślony. W tym samym czasie sąd postanowił o częściowym ubezwłasnowolnieniu Z.
Sprawa Macieja Z. stała się bardzo głośna nie tylko dlatego, że dotyczyła sławnego w światku motoryzacyjnym dziennikarza, syna znanego ojca – Włodzimierza, także dziennikarza. Powracającego do zdrowia Z. tropili dziennikarze Super Expressu – w redakcji tej gazety koledzy zmarłego w wypadku Ferrari Jarosława Zabiegi traktowali sprawę bardzo osobiście, winą za śmierć kolegi obarczali Macieja Z. Zabiega miał 30 lat, osierocił dwuletnią córeczkę. Maciej Z. tracił świadomość, ale żył.
Rok po wypadku partnerka zmarłego Jarosława mówiła, że żal jej Maćka – przeżył wypadek, ale stał się marionetką w rękach bliskich. W rodzinie Z. trwała wojna o to, kto powinien zajmować się chorym Maćkiem – rodzice, czy żona, Beata. Z. mieszkał w domu matki, jego żona narzekała, że rodzina Z. utrudnia jej kontakt z mężem. W tym samym czasie bliscy koledzy Macieja Z. opowiadali, że wciąż sprawia wrażenie nieobecnego, ale ożywia się, kiedy rozmowa schodzi na temat samochodów. Ojciec już wtedy wciągał Maćka do współprowadzenia swoich programów motoryzacyjnych, uważał, że to ułatwia synowi powrót do zrowia.