Joanna Podgórska: – Udało się już pani opancerzyć?
Anna Grodzka: – Jak to?
W początkach posłowania mówiła pani, że musi zbudować pancerz chroniący przed drwinami i złośliwościami, które słyszy pani w Sejmie.
W pewnym sensie się udało, ale nie do końca. Trzeba na to dużo siły. Utrzymanie tego pancerza na skórze kosztuje. Uczę się hamowania emocji, tłumaczenia sobie, żeby wszystkiego nie brać do serca. Staram się.
Jest lepiej niż na początku?
Nie, chyba gorzej. Na początku było więcej euforii i optymizmu. Może mam mniej sił i energii. Może jestem już trochę zmęczona. Klimat społeczny też nie jest najlepszy. Do głosu dochodzą postawy coraz bardziej skrajne, konserwatywne, nienawistne wobec inności.
Ostatnio kibice pod hasłem „Stop tolerancji dla tolerancji” protestowali przeciw akcji „Lublin dla wszystkich”.
Niestety, trzeba ciągle stawiać temu czoła. Chociaż łatwiej byłoby poddać się ochocie, żeby komuś po prostu „przywalić”; choćby mocnym tekstem.
Miała pani ochotę?
Oczywiście. I to nie raz. Wiele razy spotykałam się z atakami na osoby LGBT czy na mnie osobiście. Muszę się powstrzymywać i reagować spokojnie. Jest gorzej, niż było. Dochodzi do głosu skrajna prawica. Co prawda słyszę komentarze uspokajające, ale one mnie nie przekonują. Zdarzają się sytuacje, gdy na ulicy czuję się zagrożona. Spotkania z ogolonymi na łyso młodzieńcami w ciemnej uliczce to nie są momenty bezpieczne. Na szczęście kończyło się na wrogich komentarzach, ale bywało, że mi miękły nogi. Na moje spotkanie w Oświęcimiu przyszła grupa zakapturzonych chłopaków, żeby trochę pokrzyczeć.