Przyciemniane szyby, pięć anten na dachu, głowica radaru wystająca z kratki chłodnicy i wielka kamera na środku deski rozdzielczej. Tak uzbrojony Ford Mondeo na służbie Generalnej Inspekcji Transportu Drogowego wyrusza na trasę. – Uwaga mobilki na czarnego nieoznakowanego Mondeo na numerach WE w okolicy Raszyna. Inspekcja jedzie kosić – ostrzegają się kierowcy przez CB. Jedna z pięciu anten na dachu Mondeo to CB, dlatego obsługa samochodu też słyszy dialogi kierowców. To znaczy normalnie nie słyszy, bo po pięciu tygodniach jazdy już się nauczyła, że dla zachowania zdrowia psychicznego CB lepiej nie włączać.
Tym razem, w ramach wyjątku, CB jest włączone, żeby pokazać społeczny kontekst tej pracy. A społeczny kontekst nie przebiera w słowach.
Pogląd na rozbudowywaną przez Inspekcję Transportu Drogowego sieć fotoradarów kierowcy mają ugruntowany. – Jedzie takie gówno i tylko drogę tarasuje. Samochód rzeczywiście jedzie wolno, bo przepisowo. Kierowcy za nim podminowani, gdyż przez ostatnią godzinę mozolnie przebijali się przez Warszawę ze średnią prędkością 15 km na godzinę. Za Jankami (14 km od stolicy w kierunku Katowic) każdy chce wdepnąć, bo mu się naiwnie wydaje, że nadrobi.
Ale na przodzie peletonu czarne Mondeo z wideoradarem. A za nim długi łańcuszek samochodów i wolny lewy pas. Jazda szarpana. Za Magdalenką (kilka kilometrów dalej) Mondeo przyśpiesza do przepisowych 100 km na godzinę i reszta peletonu robi to samo. Po kilkuset metrach Mondeo zwalnia do przepisowych 70 km. I tak co kilka kilometrów. Dozwoloną prędkość na danym odcinku ustawia się w radarze ręcznie. Załoga musi więc co chwilę zmieniać ustawienia.