Minister rolnictwa Stanisław Kalemba domaga się, by opracowana w resorcie nowelizacja ustawy o ochronie praw zwierząt, dotycząca podrzynania gardeł zwierzętom „na żywca”, bez uprzedniego ogłuszenia (przytomne, na skutek strachu i bólu, wykrwawiają się skuteczniej), w ekspresowym tempie trafiła do parlamentu.
Próba zmiany ustawy w Sejmie się nie powiodła, bo jednak większość posłów jest przeciwna maltretowaniu zwierząt, zatem ludowcy naciskają na koalicjanta w rządzie. Uzasadnieniem nie są już argumenty o wolności wyznania (znakomita większość mięsa to produkcja eksportowa – w zeszłym roku tylko krów ubito ponad 300 tys., a w Polsce mieszka ok. 6 tys. przedstawicieli mniejszości żydowskiej i kilkadziesiąt tysięcy muzułmańskiej), lecz finanse państwa. Według ministra rolnictwa Stanisława Kalemby eksport mięsa z uboju rytualnego drobiu i bydła daje 1,2–1,5 mld zł rocznie. W rzeczywistości jest to szacunkowa wartość produkcji mięsa halal i koszernego. Zysk państwa to ok. 20 proc. tej sumy, szacunki mówią o 150–300 mln zł. W porównaniu z zakładanymi przychodami z mandatów dla kierowców, kwota nie tak wielka.
Zapewne znacznie wyższe są zyski właścicieli ok. 30 rzeźni, które praktykują ubój rytualny, ale czy dobrostan rzeźników ma być priorytetem dla państwa? I dla wszystkich obywateli, którzy, nie wiedząc o tym, kupują i jedzą mięso z uboju rytualnego? Bo tylko 20 proc. mięsa ze zwierząt zarżniętych bez ogłuszenia jest ostatecznie uznawane za koszerne, reszta trafia do naszych sklepów.
Kolejnym argumentem mięsnego lobby jest dostosowanie polskiego prawa do regulacji unijnych.