Przez wiele lat żołnierzom GROM - jednej z najlepszych na świecie jednostek specjalnych, dopisywało szczęście, któremu pomagali swoim świetnym wyszkoleniem. Mimo przez ostatnie 11 lat GROM walczy bez przerwy na pierwszej linii (m.in. w Iraku i właśnie w Afganistanie), żołnierze wychodzili z wszystkich akcji obronną ręką. Zdarzały się postrzały, ranienia odłamkami. Ale zawsze udawało się uciec śmierci. Tym razem zakończyło się inaczej.
O tym, jak trudna była to akcja najlepiej świadczy fakt, że rannych zostało jeszcze dziewięciu innych żołnierzy GROM, z czego trzech ciężko. Choć w grupie, która zaatakowała w nocy talibów byli naprawdę najlepsi z najlepszych.
Przeprowadzona w nocy z wtorku na środę akcja wydawała się być jedną z wielu, które – o czym mało kto w Polsce pamięta - niemal każdej nocy przeprowadzają w Afganistanie gromowcy. Nasze źródła wywiadowcze donosiły o nocnym spotkaniu ważnych figur w talibskiej strukturze. Ze względu na ilość terrorystów i ich znaczenie w strukturach Talibów wysłano najbardziej doświadczony zespół GROM-u. Informacja mogła być jednak tylko przynętą. Osoby, które rozmawiały z rannymi twierdzą, że potyczka wyglądała jak zasadzka. Talibowie tylko na początku wydawali się zaskoczeni obecnością polskich żołnierzy. Gdy Polacy na dobre rozpoczęli akcję talibowie pokazali na co ich stać. Najwięcej rannych zostało po obrzuceniu granatami. Kapitan Woźniak zginął od rany postrzałowej w szyję. Nie miał szans na przeżycie. Mimo strat, Polakom udało się zatrzymać część napastników.
O tym, że Talibowie polują na GROM i komandosów z jednostki specjalnej z Lublińca, żołnierze tych formacji słyszeli od prawie dwóch lat. Obie jednostki specjalne dokonują niemal wszystkich zatrzymań ważnych talibów. W wyniku ich akcji ginie ich najwięcej. Podobno już raz usiłowali wciągnąć GROM w zasadzkę, ale wtedy skończyło się na rannych. Tym razem doszło do tragedii. Kapitan Woźniak osierocił trójkę dzieci.