Zawód: Tygodnik Powszechny
Adam Szostkiewicz o nowej książce o Jerzym Turowiczu w rocznicę śmierci Redaktora
„Zawód: Tygodnik Powszechny” – to tytuł wywiadu Jerzego Pilcha z Jerzym Turowiczem, który został przeprowadzony w 1995 roku z okazji półwiecza istnienia TP. Turowicz był wybitną postacią polskiej kultury i prasy, ale sprawiał wrażenie, jakby mu to umknęło. Bo przecież on cały czas zajmował się tylko robieniem Tygodnika. To było jego powołanie, przeznaczenie i szczęście.
Jerzy Turowicz kierował nim od 1945 r. do 1999 r. Krakowski tygodnik jest pismem katolickim, interesuje się Kościołem i wiarą, ale też polityką, sprawami społecznymi i kulturalnymi. Niby więc jest tygodnikiem jak inne, ale – dzięki Turowiczowi, który takim go wymyślił i prowadził przez ponad 50 lat! – jednak nie ma takiego drugiego w prasie polskiej, bo choć szczerze katolicki, ekskomunikami i piekłem nie grozi wątpiącym, inaczej myślącym, albo zgoła niewierzącym.
Czyli Tygodnik był taki, jak sam Turowicz, nazywany przez ludzi redakcji nie ,,starym’’ czy ,,naczelnym’’, lecz ,,szefem’’. Dla Szefa najważniejszy był Kościół, ale nie jako instytucja trzymająca masy w rygorze moralnym. Turowiczowi na sercu leżało chrześcijaństwo, jego los obecny, jego przyszłość. A że zdecydowana większość chrześcijan wyznaje i praktykuje swą wiarę w Kościele rzymskokatolickim, to w tym sensie dla Turowicza najważniejszy był Kościół. Ale pasjonował go zarazem świat współczesny, przed którym nie uciekał w jakieś katolickie getto zabarykadowane na głucho. Jak filozof Leszek Kołakowski, zaprzyjaźniony z Turowiczem, Szef nie wyobrażał sobie świata bez chrześcijaństwa. Z chrześcijaństwa wyprowadzał prawa człowieka i ideał sprawiedliwości społecznej.
Przy tym uważał, że krytyka Kościoła, ta płynąca z miłości do Ewangelii, jest nie tylko możliwa, ale wskazana, by oczyszczać Kościół z tego, co w nim złe.