Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Wstyd

Pies czyli kot

Podróże kształcą, choć nie zawsze i nie wszystkich.

Przekonał się o tym poseł PSL Stanisław Żelichowski. 6–7 tys. km jeździ co miesiąc, spotyka różnych ludzi i nie słyszał, aby ktoś miał jakieś problemy ze związkami partnerskimi. No właśnie, nie słyszał, bo Żelichowski za dużo jeździ. Wozi tysiące kilometrów tę, na której powinien spokojnie usiąść. Najlepszy dowód, że gdy siadł w Wysokiej Izbie, to zaraz się dowiedział, że większość w niej obecnych ma ze związkami partnerskimi problem bardzo poważny. Do tego stopnia poważny, że długo mówili, dlaczego nie należy o nim mówić i projekt ustawy wyrzucić do kosza.

Gdy Żelichowski pojął, w czym rzecz, od razu zaprzągł swój mózg do roboty i zaproponował, że gdyby udało się oddzielić związki homoseksualne od heteroseksualnych, to byłaby możliwa jakaś debata. I poseł dał natychmiast piękny przykład udanego oddzielenia. Zręcznym ruchem oddał jedną swoją półkulę mózgową Eugeniuszowi Kłopotkowi (też PSL), który ją przyjął z wdzięcznością, sam zaś zachował dla siebie drugą półkulę. Udało się. Inni posłowie też się mózgownicą dzielili z koleżankami i kolegami. Tylko jedna pani profesor z uniwersytetu perorowała z własnej ćwiartki. Słuchaliśmy o pingwinach, które nigdy nie chodzą parami, o ludziach, przedmiotach i prawie naturalnym. Wszystko bez pojęcia, jak to u nas w Sejmie.

Małżeństwo powinno być popierane przez państwo, a wszystkie inne różne związki tylko tolerowane – mówił Adam Hofman i dodał, że on jest katolikiem wierzącym w Boga. Nie bardzo rozumiem, dlaczego prosta sprawa administracyjna, jaką jest zarejestrowanie się wspólnie z kimś, z kim się chce mieszkać, spędzać razem czas i cieszyć się życiem, musi być przez wierzącego w Boga katolika tolerowana.

Polityka 05.2013 (2893) z dnia 29.01.2013; Felietony; s. 97
Oryginalny tytuł tekstu: "Wstyd"
Reklama