Europo, trenuj dżudo
Dobrze i źle o Europie - rozmowa z Włodzimierzem Cimoszewiczem
Adam Szostkiewicz: – Unijny budżet przyjęty. Jak pan ocenia ten kompromis?
Włodzimierz Cimoszewicz: – To bardzo dobry sygnał. Katastrofą polityczną byłby impas. Udało się tego uniknąć i chwała za to wszystkim uczestnikom posiedzenia Rady Europejskiej. Doceńmy zwłaszcza tych, którzy są płatnikami netto i borykają się z własnymi kłopotami finansowymi. Czy to dobry kompromis? Chyba nieuchronny, a więc dobry. W okresie trudności ekonomicznych nie można poważnie liczyć na zwiększanie wydatków unijnych, choć dzisiejsze oszczędnościowe decyzje będą przecież realizowane, gdy kryzys zapewne przeminie. Polska z wyniku szczytu może być bardzo zadowolona. Ogólny budżet mniejszy, Unia liczniejsza, a nasza porcja większa. Ocena jest oczywista. Część opozycji, która tego nie widzi, ośmiesza się.
Ale ogólnie Unia jest w kryzysie.
Nie jest tak źle. Ilekroć słyszę obecne lamenty nad Unią, przypominam sobie relacje polskich korespondentów z Brukseli sprzed 40 lat, jak to Europejska Wspólnota Gospodarcza jest bliska załamania. Miała się rozlecieć, a poradziła sobie lepiej niż PRL w tamtych czasach. W obecnych instytucjach europejskich może jednak irytować pewna ślamazarność. Jak byśmy zanalizowali powody tej opieszałości, to okazałoby się, że nie wynika to z winy brukselskich biurokratów, którzy są zdolni do przygotowania sensownych rozwiązań. To kwestia niezdecydowania naszych przywódców politycznych w Europie i ostatecznie pretensje powinniśmy mieć też do siebie jako obywateli. To my wytwarzamy ten świat polityki.
Skoro jest całkiem nieźle, to skąd tyle przepowiedni wieszczących koniec Unii?