Jakie ideologiczne powody mogły zaistnieć w tramwajach czy w autobusach? Okazuje się, że mogły, i to całkiem poważne.
Otóż 9 lat temu, gdy Lech Kaczyński był prezydentem Warszawy, koalicja PiS-LPR przystała na żądania pracowników komunikacji miejskiej i przyznała darmowe bilety nie tylko im i ich rodzinom, ale także wszystkim innym osobom pozostającym w związkach nieformalnych z pracownikami komunikacji miejskiej. W ten sposób przedstawiciele PiS z kadencji 2002–06 stali się prekursorami związków partnerskich. Teraz tłumaczą, że większość radnych nie wiedziała wtedy, nad czym głosuje, i „poszło to z rozpędu”. Może i tak było, ale najważniejsze, że tak zostało do dziś.
Biuro prasowe warszawskiego metra „nie dzieli partnerów życiowych według ich upodobań”, to samo mówi rzecznik tramwajarzy – nikogo nie interesuje, czy ktoś jest gejem, czy lesbijką. Uchwałę, o której mowa, podpisał wtedy Jan Maria Jackowski, obecnie senator z listy PiS, który dziś w swoich felietonach często pisze o nienormalności orientacji homoseksualnej. Widocznie zmienił poglądy.
To wiadomość zaskakująca, że władze stolicy od tylu lat akceptują i szanują związki partnerskie. Uważam, że to bardzo ważne i nie należy tego zmieniać. Powinno zostać jak za czasów prezydenta Kaczyńskiego postanowiono. Powiem więcej. Sejm powinien po prostu przyjąć przez aklamację uchwałę, że na wzór komunikacji miejskiej w stolicy, w całej Polsce formalnie uznaje się związki partnerskie dowolnych orientacji seksualnych i w ramach ulgi rejestruje się je za darmo i bez zwłoki. Tak jak 9 lat temu zrobili to warszawscy radni – z rozpędu. Tramwajarze, kierowcy, maszyniści i urzędnicy ZTM w stolicy!