Różnica między Aleksandrem Kwaśniewskim a Leszkiem Millerem w spojrzeniu na przyszłość lewicy czy też centrolewicy polega na tym, że Miller chciałby uciułać w wyborach swoje kilkanaście procent, aby wejść w koalicję z Platformą Obywatelską, wypchnąć ludowców i wrócić do rządu, choćby jako wicepremier. A Kwaśniewski chciałby grać ambitnie o całą pulę, czyli o zwycięstwo. Oczywiście potem scenariusz mógłby być podobny, czyli koalicja z PO i może nawet stanowisko premiera, chociaż sam b. prezydent ambicji premierowania nie zgłasza. Premierem pewnie chciałby zostać, bo to ciągle deklaruje, Janusz Palikot. Bez poparcia Kwaśniewskiego i zmarginalizowania Millera daleko jednak nie zajedzie.
Na widok publiczny wypłynęła wreszcie tzw. Lista Kwaśniewskiego, przy której tworzeniu głównymi pomocnikami b. prezydenta są eurodeputowany Marek Siwiec oraz znajdujący się w poważnych tarapatach wizerunkowych Janusz Palikot. Niewątpliwie u podłoża projektu leży przekonanie, że Miller wiele już nie osiągnie, ma nad głową sufit tych kilkunastu procent poparcia, a jedynym politykiem na lewicy (centrolewicy?), który ma autentyczny potencjał wyborczy i może coś jeszcze spróbować dla tej strony sceny politycznej zrobić, jest Kwaśniewski. Ten potencjał trzeba jeszcze w wyborach sprawdzić, ale można zakładać, że on jest. Wybory do Parlamentu Europejskiego, poprzedzające o ponad rok parlamentarne i prezydenckie, są dobrym czasem na testowanie różnych wariantów.
Niewątpliwie u podłoża projektu Europa Plus leży też wiele różnych ambicji, także osobistych. Przede wszystkim samego Kwaśniewskiego, aby powrócić do czynnej polityki, raczej jednak nie w wymiarze krajowym, lecz międzynarodowym. W wyborach do PE wystartuje b. prezydent Czech Vaclav Klaus, dlaczego miałby nie startować b. prezydent Polski?