Założyciele Instytutu z zainteresowaniem śledzą rozprawę Donalda Tuska z platformerskimi konserwatystami, którym pogroził wyrzuceniem z partii, jeśli nie będą głosowali zgodnie z partyjną linią w sprawach światopoglądowych.
– Tusk, łamiąc ich, zachowuje się jak Kaczyński. Robi przy tym strategiczny błąd. Optując za związkami partnerskimi, przejmuje język „Gazety Wyborczej”, a jest to język mniejszości. Była już partia, która realizowała linię „Gazety”, nazywała się Unia Demokratyczna, i od dawna jej nie ma – przekonuje polityk z Instytutu.
Słabnięcie prawej flanki PO to pierwsze źródło nadziei instytutowców. Drugie to odejście z czynnej polityki Jarosława Kaczyńskiego, które, jak się spodziewają, zaowocuje wstrząsami w PiS. Między Platformą a PiS zrobiłoby się trochę miejsca, którego nie było, gdy powstawał choćby odprysk z tej partii – PJN.
Instytutowcy zapewniają, że są przygotowani na długi marsz. – Nie tworzymy partii, nie będziemy też przybudówką Platformy, ale za parę lat nasze środowisko może włączyć się w nowy projekt – opowiada rozmówca POLITYKI.
Politycy poranieni
Instytut Myśli Państwowej to lokata długoterminowa lub, jak kto woli, polityczny czyściec. Nieustanne występy Romana Giertycha, Michała Kamińskiego i Kazimierza Marcinkiewicza w mediach, a nawet ich przyjazne relacje z Bronisławem Komorowskim i Radosławem Sikorskim, nie mogą przysłonić faktu, że są to politycy poranieni, z piętnem przegranej i wciąż fatalnym wizerunkiem.
Marcinkiewicz – bywalec tabloidów, słynny z porzucenia rodziny, romansu i małżeństwa z młodszą o 21 lat Izabelą.
Giertych – wicepremier w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, promotor wszechpolaków, przywódca antyunijnej LPR.