Warto się temu ruchowi przyglądać, bo może się coś urodzi – syntetycznie rzecz ujął ludowy obserwator Eugeniusz Kłopotek. Śmiem wątpić, czy rzeczywiście urodzi się coś politycznie ważnego. Powiedzmy szczerze, na razie sprawa jest bardziej towarzyska niż polityczna, a kto z kim będzie jadł obiad w Brukseli, dowiemy się dopiero za rok z okładem. Cierpliwości, cierpliwości. Przed nami jeszcze wiele możliwych spotkań w księżycowe noce – Kaczyńskiego z feministkami, Palikota z Ziobrą i Piechocińskiego z koszykiem grzybków.
Na razie tylko PiS zaciera swoje prawe rączki, że lewe nogi znów się poplątały. A lewe nogi się oskarżają. Miller krzyczy, że Kwaśniewski założył PiS 2 (od Palikota i Siwca), a tymczasem sam zakłada PiS 3 (Przyjaźń i Szorstkość). W ten sposób kończy się pogłębianie przyjaźni między byłym prezydentem i szefem SLD, bo każde pogłębianie sięgnie w końcu dna. Miller zostaje z basującym mu Grzegorzem Napieralskim, który tak pięknie rozłożył SLD podczas ostatnich wyborów, że partia przypominała Ulricha von Jungingena z obrazu Matejki.
Jeszcze à propos posła Kłopotka. W „Kawie na ławę” zagroził on, że jeśli Tusk zmusi posłów koalicji do głosowania wbrew ich sumieniu i światopoglądowi – chodzi oczywiście o epopeję pod tytułem związki partnerskie – to na pewno jeden poseł odejdzie, i to z PSL. Ja nim będę – dodał. Słowem – Kłopotek uważa chyba, że porzucenie przez niego macierzystej partii chłopskiej rozwali koalicję rządową. W tej sytuacji Tusk nie ma wyjścia – musi zrezygnować nie tylko ze związków partnerskich, ale także związków frazeologicznych, chemicznych, zawodowych, a nawet wspomnień o Związku Radzieckim.