Osiem lat więzienia i 600 tys. zł grzywny - taką karę pół roku temu wymierzył byłemu senatorowi i biznesmenowi od utylizacji padłych zwierząt poznański sąd okręgowy.
Henryk S. rzecz jasna od wyroku się odwoływał (werdykt był nieprawomocny), ale uczyni to zza krat, bo sąd profilaktycznie nakazał go zamknąć od razu, prosto z sali sądowej. Uzasadnił tę decyzję obawą przed próbą ucieczki podsądnego. Sąd miał podstawy do niewiary, że Henryk S. podda się wyrokowi i dobrowolnie zgłosi, kiedy nastąpi czas odbycia kary. Przypomnijmy, że wcześniej długo poszukiwano Henryka S. listem gończym, bo ukrywał się za granicą.
Proces był z gatunku sensacyjnych, bo przez długie lata kariery Henryka S., najpierw w biznesie, potem w Senacie RP, wydawało się, że jest nietykalny. W rodzinnej Pile zyskał pozycję obywatela nr 1 – takiego, co i rządzi i dzieli. Był najbogatszy, dawał pracę, wspierał finansowo lokalne inicjatywy. Podczas procesu ujawniono też jego drugą twarz – twardego gracza nieznoszącego sprzeciwu.
Został skazany nie tylko za łapówki płacone urzędnikom resortu finansów (w zamian za umorzenia podatkowe), skorumpowanie poznańskiego sędziego, ale też za przemoc stosowaną wobec swoich pracowników (wymuszał od nich siłą i groźbą oświadczenia, a niepokornych pozbawiał wolności). Z akt sądowych wyłaniał się obraz lokalnego watażki, który korzystając z wieloletniej bezkarności, jaką m. in. dawał mu senatorski immunitet, myślał, że w tym kraju może pozwolić sobie na wszystko.
Walczył do ostatniego dnia procesu. Próbował zmieniać skład sędziowski, doprowadzić do przekreślenia procesu i rozpoczęcia go na nowo. Montował, przy pomocy wynajętych osób, intrygę przeciwko niechętnym mu działaczom lokalnego stowarzyszenia ekologicznego i oskarżającego go prokuratorowi (materiały rzekomo kompromitujące układ prokuratora z ekologami przekazano też niżej podpisanemu, ale na pierwszy rzut oka śmierdziały manipulacją). Do końca twierdził, że zarzuty są wyssane z palca, nikogo nie korumpował, nikogo nie krzywdził. Zapewne tej wersji wciąż będzie się trzymał, to jego święte prawo.
Wyrok poznańskiego sądu jest surowy, ale też nie w pełni satysfakcjonujący prokuraturę, która domagała się, aby były senator zwrócił skarbowi państwa 14,5 mln nienależnych upustów podatkowych. Sąd tego żądania na razie nie uwzględnił. Jeżeli wyrok zostanie podtrzymany w drugiej instancji, kariera biznesowo-polityczna Henryka S. dobiegnie mety, ale pozostanie mu majątek - i ten legalny i ten z szarej strefy. W tym punkcie sprawiedliwości nie stanie się zadość.