Wydawać by się mogło, że w trzy lata od katastrofy smoleńskiej Tu-154M coraz mniej będzie wątpliwości na temat jej przyczyn i gasnąć będą emocje z nią związane. Jest inaczej. Ponad połowa Polaków uważa, że okoliczności katastrofy nie zostały należycie wyjaśnione, a ok. 30 proc. wierzy w zamach. Z roku na rok rośnie liczba osób zdezorientowanych.
Dzieje się tak za sprawą zespołu parlamentarnego pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza, który nie tylko podważa ustalenia raportu Millera, ale ogłasza własne hipotezy. Zespół jest de facto politycznym klubem dyskusyjnym, a nie forum ekspertów. Nie ma w nim ani jednego inżyniera lotnictwa, pilota czy w ogóle człowieka związanego z lotnictwem. Zatem zespół zleca ekspertyzy ludziom, których zaprzyjaźnione z PiS media nazywają światowej sławy specjalistami, konstruktorami, wybitnymi naukowcami. Jest ich czwórka: prof. Wiesław Binienda i dr Kazimierz Nowaczyk – obaj z USA, dr inż. Grzegorz Szuladziński z Australii oraz dr inż. Wacław Berczyński z Kanady. Eksperci zespołu Macierewicza nie ujawniają szczegółów dotyczących metodologii ich pracy, natomiast chętnie opowiadają o wnioskach, do których doszli drogą analiz i symulacji komputerowych. Robią to prostym, sugestywnym językiem, przemawiającym do wyobraźni laików.
O błędnych tezach prof. Biniendy i dr. Szuladzińskiego miałem już okazję mówić w wywiadzie udzielonym POLITYCE (24/12). Nie wymyślili oni od tamtej pory żadnych nowych bulwersujących scenariuszy wypadku. W lutym tego roku na Uniwersytecie Kardynała Wyszyńskiego w Warszawie odbyła się organizowana przez zespół Macierewicza debata, na której przedstawiono nowego eksperta – dr. Wacława Berczyńskiego, emerytowanego inżyniera z firmy Boeing, projektującego niegdyś owiewki klap i inne części do samolotów i helikopterów.