Kraj

Pociąg do Brukseli

Rok przed eurowyborami: pierwsze ruchy i ustawki

Nie cichną spekulacje, że Marta Kaczyńska, udzielająca wywiadów i pozująca do zdjęć, będzie kandydować w eurowyborach. Nie cichną spekulacje, że Marta Kaczyńska, udzielająca wywiadów i pozująca do zdjęć, będzie kandydować w eurowyborach. Piotr Nowak/FotoRzepa / Forum
Ponaddwuletni polityczny post kończy się za rok. Zacznie się wtedy morderczy maraton: cztery kampanie w półtora roku, które do końca dekady przesądzą o polskiej polityce. Na pierwszy ogień idzie europarlament.
Europoseł to ma klawe życie: wystarczy jedna kadencja, by stać się zamożnym człowiekiem. Na zdjęciu Jacek Kurski na wernisażu w brukselskiej siedzibie parlamentu.Wiktor Dąbkowski/PAP Europoseł to ma klawe życie: wystarczy jedna kadencja, by stać się zamożnym człowiekiem. Na zdjęciu Jacek Kurski na wernisażu w brukselskiej siedzibie parlamentu.

Po czym poznać, że poseł chce zostać europosłem? – Po oczach. Ten błysk, z jakim wypytują nas o warunki życia… – mówi eurodeputowany PO.

Po tym, że ostentacyjnie uczą się języków – dodaje eurodeputowany prawicy.

Po tym, że ich znajomi przygotowują grunt: a to coś szepną któremuś z liderów, a to wpuszczą temat do mediów. Rzadziej, jak ostatnio minister Michał Boni, sami przyznają, że chcą przenieść się do europarlamentu – uzupełnia inny europoseł.

Eurowybory są dopiero za rok, ale już dziś na pytanie, kto z posłów chciałby w nich wystartować, pada odpowiedź: „łatwiej powiedzieć, kto nie chce”, a motywy materialne przeplatają się z kalkulacjami politycznymi.

Europosłowie razem z dietami i ryczałtami za podróże zarabiają na rękę ok. 45 tys. zł miesięcznie. Ponad cztery razy więcej niż posłowie w Sejmie. Więcej niż Bronisław Komorowski i Donald Tusk razem wzięci. To działa na wyobraźnię polityków: jedna kadencja wystarczy, by stać się zamożnym człowiekiem i załatwić sobie emeryturę wypłacaną już od 63 roku życia.

Jeśli coś – poza decyzją liderów – powstrzymywało dotychczas polityków przed ewakuacją do Brukseli, to rachuby polityczne. Mogli się obawiać marginalizacji, wypadnięcia z mediów, trudnych pytań o kompetencje i znajomość języków.

A teraz? Ryszard Czarnecki, Michał Kamiński, Wojciech Olejniczak, Marek Siwiec, Zbigniew Ziobro czy Jacek Protasiewicz udowadniają, że praca europosła nie przeszkadza gościć w polskich mediach. Sprawiają wręcz czasem wrażenie, że z jednego studia wychodzą tylko po to, żeby przemieścić się do innego. Część naszych europosłów nie zna żadnego języka obcego – i poza sporadycznymi kpinami dziennikarzy żadna krzywda im się nie dzieje.

Co więcej, zmienny rytm wyborów europejskich i parlamentarnych sprawia, że następne (jedne i drugie) odbędą się w 2019 r. To oznacza, że wybrani za rok europosłowie po pięciu komfortowych latach w Brukseli i Strasburgu będą mogli włączyć się w walkę o władzę w Polsce. Być może – takie jest powszechne przekonanie – w całkiem nowej Polsce, już bez dominacji Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska.

Dlatego szefowie partii będą mieli niełatwe zadanie przy układaniu list wyborczych. Presja będzie większa niż zwykle, a interesy liderów i potencjalnych europosłów – bardziej sprzeczne niż kiedykolwiek. Eurowybory oznaczają kłopoty dla wszystkich partii i dla wszystkich są bardzo ważnym testem po 2,5-letnim okresie bez ogólnopolskich kampanii. Kilka miesięcy później odbędą się wybory samorządowe, rok później – prezydenckie, a jesienią 2015 r. Polacy zdecydują, komu oddać rząd.

Kluczowy Kwaśniewski

W eurowyborach Platforma może spaść z wysokiego konia. W poprzednich odniosła najwyższe zwycięstwo w historii: pokonała PiS aż 44 do 27 proc., zdobyła 25 mandatów. Powtórzenie tego sukcesu jest nierealne, straty personalne – nieuniknione, pytanie tylko o ich skalę. O tym – poza kondycją Platformy – zdecydują wydarzenia na lewicy i na prawicy.

Między press barem na parterze strasburskiej siedziby PE a barem dla europosłów piętro wyżej toczą się przy winie dyskusje, układane są wstępne listy i szacowane szanse.

Platforma żyje startem Aleksandra Kwaśniewskiego. – To jej były prezydent odbierze najwięcej głosów – przekonuje znany deputowany, sięgając po kieliszek szampana, bo „skoro jesteśmy we Francji, pijmy szampana”. Europosłowie PO nie wiedzą, jak się przeciwstawić byłemu prezydentowi. Kwaśniewski waha się, czy startować (naturalnym okręgiem byłaby Warszawa), ale jeśli to zrobi, to jego ugrupowanie w skali kraju może odebrać Platformie kilka mandatów.

– Jest poważny problem. Ławkę mamy krótką. Z Kwaśniewskim mógłby powalczyć Tusk, ale odpada z oczywistych powodów. Mógłby Radek Sikorski, ale nie będzie chciał być szeregowym deputowanym. Jerzy Buzek nie ruszy się ze Śląska – wzdycha prominentny europoseł PO.

W poprzednich wyborach w Warszawie Platformę reprezentowała Danuta Hübner, czyli szefowa Kancelarii Prezydenta za Kwaśniewskiego. Dostała ponad 300 tys. głosów. Trudno byłoby jej walczyć z byłym szefem.

Źródłem napięć w partii będzie konflikt między europosłami a ministrami, z których kilku chce się przenieść do Brukseli. Poza Michałem Bonim nie cichną spekulacje o Barbarze Kudryckiej (minister nauki, już była europosłanką), a jeśli Tusk przeprowadzi głębszą rekonstrukcję rządu, na giełdzie nazwisk znajdzie się kilka kolejnych osób. Kandydować chce też część posłów (mówi się o Stefanie Niesiołowskim, Andrzeju Halickim, Tomaszu Tomczykiewiczu, senatorze Bogdanie Klichu), a tort do podzielenia będzie mniejszy niż w poprzednich wyborach, bo poparcie dla PO znacznie spadło. Porażka z PiS byłaby pierwszą przegraną kampanią od 2005 r. i miałaby fatalny wpływ na morale w partii.

Decyzji w sprawie list nie ma. Zajmą się tym już nowe władze PO na początku 2014 r. Pewni o swoje miejsca mogą być ci europosłowie, którzy wyrobili sobie bardzo mocną pozycję w europarlamencie: Jerzy Buzek, Jacek Saryusz-Wolski, Jacek Protasiewicz, Jan Olbrycht – uważa nasz rozmówca z Platformy.

Tuskowi zależy na sukcesie w eurowyborach także z osobistych powodów – duża grupa europosłów PO wzmacniałaby jego pozycję, gdyby chciał robić karierę w strukturach unijnych. Z drugiej strony, nie może startować zbyt wielu ważnych polityków PO, bo powstałoby wrażenie, że chcą się ewakuować przed spodziewaną porażką w wyborach do Sejmu.

Własne kłopoty ma PiS. Jarosław Kaczyński z euroaspiracjami posłów poradził sobie na swój sposób – wprowadził zakaz rozmów na ten temat. Problem jednak pozostał. Prawie połowę z 2 mln głosów w poprzednich eurowyborach zebrali „renegaci”, dziś skupieni w PJN i Solidarnej Polsce. Chodzi nie tylko o europosłów Zbigniewa Ziobrę (335 tys. głosów), Marka Migalskiego (112 tys.) czy Michała Kamińskiego (88 tys.), lecz także o ówczesnych posłów PiS Arkadiusza Mularczyka, Beatę Kempę czy Pawła Poncyljusza (łącznie ponad 120 tys. głosów).

Kaczyński wpuścił ich na listy wyborcze w ostatniej chwili, przestraszony wizją klęski z PO. Mieli zdobyć głosy dla partii, a nie mandaty dla siebie. Nie zawsze się udało – na Pomorzu europosłem został Tadeusz Cymański, choć startował z odległego piątego miejsca na liście wyborczej, a nie „jedynka” Hanna Foltyn-Kubicka. Kaczyński zrobił poważny błąd, wysyłając do europarlamentu ludzi, którzy mieli inne niż on pomysły na partię. – Mandat europosła jest naprawdę wolny. Masz pieniądze na biuro, na promocję, wysokie zarobki. Rodzą się myśli o niezależności – wspomina były europoseł PiS. Skutek jest taki, że 15 europosłów PiS podzieliło się na cztery grupy: sześciu trwa przy Kaczyńskim, czterech jest w Solidarnej Polsce, trzech w PJN, dwóch jest niezależnych. Przynajmniej formalnie, bo faktycznie sprawa jest zagmatwana jeszcze bardziej.

Kaczyńska – nowa gwiazda?

W każdym razie kierownictwo PiS ma nauczkę. – W kolejnych wyborach wreszcie postawimy na ludzi kompetentnych i lojalnych – zapewnia polityk z władz partii. Nagrodzeni za wierność zostaną pewnie obecni europosłowie: Ryszard Czarnecki, Tomasz Poręba, Ryszard Legutko, Konrad Szymański. Na pisowskiej giełdzie wysoko stoją akcje Anny Fotygi czy Foltyn-Kubickiej; rzecz w tym, że nie są to bardzo popularne osoby. A dla PiS wynik w eurowyborach jest kluczowy z dwóch względów: utrzymania monopolu na prawicy i potwierdzenia aspiracji do zdetronizowania Tuska. Lista wyborcza z Porębą, Fotygą i Foltyn-Kubicką może się na to okazać za słaba.

Krótko mówiąc, Jarosław Kaczyński ma dylemat – jak wzmocnić drużynę na eurowybory tak, by jednocześnie zachować nad nią kontrolę. Zwłaszcza że startować chce wielu posłów reprezentujących różne środowiska w partii. W PiS mówi się zarówno o weteranach Porozumienia Centrum (jak Krzysztof Jurgiel czy Wojciech Jasiński, którzy kandydowali już w poprzednich eurowyborach), jak i o reprezentantach młodszego pokolenia (Mariusz Antoni Kamiński czy partyjny spec od dyplomacji Krzysztof Szczerski). Wspomina się także o ekspertach, którzy współpracują z prof. Piotrem Glińskim (niedawny kandydat PiS na premiera zaprzecza, jakoby chciał kandydować), i byłych europosłach, jak Zbigniew Kuźmiuk. Swoich ludzi w Brukseli będzie chciał mieć też zapewne o. Tadeusz Rydzyk.

Zdaniem naszych rozmówców prezes da miejsca obecnym europosłom, kilku ekspertom oraz gwarantującym lojalność politykom ze starej gwardii PC.

Ale na takiej liście będzie brakowało gwiazdy. PO ma Buzka, Solidarna Polska – Zbigniewa Ziobrę, Europa Plus – być może Kwaśniewskiego. Rozwiązania są dwa. Kaczyński mógłby skłonić do kandydowania Antoniego Macierewicza. To by oznaczało, że prezes PiS chce wykorzystać eurowybory, by skończyć z ziobrystami; w wyborach do Sejmu 2015 r. mógłby zaś wystawić listę bez Macierewicza i skupić się na walce o centrum.

Inną gwiazdą PiS na eurowybory mogłaby być Marta Kaczyńska. – Nic nie musi robić, niewiele mówić. Wystarczy, że powie, iż jako prawniczka będzie walczyć w Parlamencie Europejskim o prawdę i sprawiedliwość w sprawie katastrofy – spekuluje nasz rozmówca. Były polityk PiS: – To byłby Smoleńsk w wersji soft.

Zdaniem byłego polityka PiS za Kaczyńską stoi ekipa, która rozprowadza ją w mediach – ostatnio wystąpiła w sesji zdjęciowej i udzieliła ciepłego wywiadu „Vivie!”. Dwa tygodnie później w tym samym piśmie wystąpił jej stryj i mówił, że namawia bratanicę do działalności publicznej.

Biało-czerwona szachownica

Eurowybory to dla PiS nie tylko kłopoty z obsadą list. To najbardziej niewygodna kampania dla partii, która nie jest ani radykalnie prounijna, ani radykalnie antyunijna. PiS miał z tym kłopot zarówno w 2004 r., gdy przegrał z LPR, jak i w 2009 r., gdy miał największą stratę do PO.

Specyficzny charakter eurowyborów – niska frekwencja i premia dla partii wyrazistych – sprzyja natomiast Solidarnej Polsce. By zdobyć mandaty, wystarczy zapewne ok. 450 tys. głosów. Okręgów wyborczych jest 13, a Solidarna Polska, jeśli oczywiście PiS jej wcześniej nie rozbije, zamierza wystawić w nich wszystkich liderów. – To decydujące wybory dla naszego istnienia i przyszłości prawicy. Skupimy się na okręgach najludniejszych i tych, gdzie poparcie dla prawicy jest największe: Śląsku, Warszawie, Krakowie, Podkarpaciu, Lubelszczyźnie, Dolnym Śląsku – mówi nam polityk SP. Wystartują zapewne Zbigniew Ziobro, Jacek Kurski, Tadeusz Cymański, Arkadiusz Mularczyk, Beata Kempa, Ludwik Dorn i inni posłowie. Nie można też wykluczyć – mimo konfliktów w przeszłości – sojuszu ziobrystów z PJN. Partia Pawła Kowala negocjuje wprawdzie z PSL, ale rozmowy idą opornie.

PO i PiS mają swoje kłopoty, ale największy bałagan panuje po lewej stronie sceny. Z tego kłębowiska partii i politycznych singli docierają wieści sprzeczne i niepewne.

Najmocniejszą pozycję ma dziś SLD: stabilną pozycję w sondażach, kilku znanych europosłów (Wojciech Olejniczak, Adam Gierek, Joanna Senyszyn). Startować chce m.in. Józef Oleksy.

Znikający punkt polskiej polityki, Ruch Palikota, przepoczwarza się powoli w Europę Plus, w której Janusz Palikot jest tylko jednym z udziałowców.

Odrębne stowarzyszenie, ale w sojuszu z Europą Plus, powołał ostatnio Ryszard Kalisz. Założenie partii rozważa wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka, z udziałem Kongresu Kobiet. Wszystkiemu z leśniczówki w Puszczy Białowieskiej przygląda się Włodzimierz Cimoszewicz, jeden z najpopularniejszych polityków lewicy, który też myślał o kandydowaniu na europosła.

Ten obraz może się w każdej chwili zmienić.

W pierwszym scenariuszu – SLD i Europa Plus startują oddzielnie i wyborcy rozstrzygają ostatecznie wojnę na lewicy. W drugim – zniechęcony do Palikota Kwaśniewski wycofuje się z projektu Europy Plus. I albo godzi się z Leszkiem Millerem, albo rezygnuje z polityki.

W trzecim – powstaje wspólna lista SLD-Europa Plus z symbolicznym udziałem polityków Ruchu Palikota (np. Roberta Biedronia). – I tak się to skończy, teraz trwa teatr polityczny – przekonuje były polityk SLD, dziś poza polityką.

Olejniczak, były szef Sojuszu i polityk bliski Kwaśniewskiemu, ucina pytania o swoją przyszłość w Brukseli. – Pracujemy nad reformą wspólnej polityki rolnej i to mnie mocno absorbuje – mówi. Chętniej rozmawia o swoich sportowych pasjach – bieganiu i jeździe na rowerze. – Przywiozłem ze sobą rower, trasy w Strasburgu są znakomite – zachwala.

Polityka 20.2013 (2907) z dnia 14.05.2013; Kraj; s. 19
Oryginalny tytuł tekstu: "Pociąg do Brukseli"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną