Bumar wyrósł na młodzieńca z wyraźną tendencją do wzbudzania antypatii. Na niektórych rynkach firma miała tak złą renomę, że jej handlowcy woleli przedstawiać się jako przedstawiciele konkretnych zakładów wchodzących w skład grupy. Bumar kojarzył się z przeciągniętymi w czasie kontraktami i mało nowoczesnymi produktami.
W środę o godzinie 21.34 zgon Bumaru osobiście ogłosił Krzysztof Krystowski, prezes Bumaru. Kilka sekund później narodził się Polski Holding Obronny. To też ogłosił Krzysztof Krystowski, już w nowej roli prezesa PHO. Już tylko po tym bystry czytelnik domyślić się może, że na razie mamy do czynienia ze zmianą nazwy. Droga do zmian samego koncernu jest jeszcze długa i w czasie jej pokonywania dawny Bumar, a dzisiejsze PHO, rzeczywiście może polec. Holdingowi dramatycznie kurczy się oferta, którą mógłby zainteresować polską armię. A to jej główny odbiorca, który przez lata sumiennie utrzymywał tą firmę, choć nie bez narzekań na jakość produktów. Czara goryczy chyba się przelała, bo na wczorajszej uroczystości był dosłownie jeden oficer w mundurze. Nie było nikogo z kierownictwa Sztabu Generalnego. Minister Obrony Narodowej Tomasz Siemoniak usprawiedliwił się wyjazdem do Chin. Jego zastępca od spraw zakupów wyjazdem do Brna. Co robiło pozostałych trzech wiceministrów nie wiadomo. Ale ich brak na uroczystości nie jest dobrą wróżbą na przyszłość PHO.
W długoletnim sporze pomiędzy Bumarem a wojskiem ciągle pojawiał się argument braku komunikacji z wojskiem. Bumar odgryzał się, że gdyby wojsko choć raz umiało konkretnie powiedzieć, co właściwie chciałoby kupować i w jakiej perspektywie, to inżynierowie mogliby wreszcie usiąść do projektowania. Wyprzedzając wojskowe dokumenty, w Bumarze przystąpiono do budowy gąsiennicowego wozu bojowego. Anders kosztował podatnika ponad 20 mln zł. Wojsko oglądnęło i ogłosiło, że nie o to mu chodziło. Czy naprawdę jesteśmy aż tak bogatym krajem?
Rządząca Platforma Obywatelska problem trafnie zdiagnozowała. Remedium miała być konsolidacja wszystkich firm polskiego przemysłu obronnego, czyli Bumaru i Huty Stalowa Wola. Kilka miesięcy zapadała decyzja o zapadnięciu decyzji. Tak to trzeba nazwać, bo branża od miesięcy czeka na wiążącą decyzję, na jakich zasadach ma się odbyć konsolidacja. I znów wszyscy na tym tracimy, bo firmy, które miano konsolidować prowadzą ze sobą wykrwawiający pojedynek o dominację. Topiąc się wzajemnie w potoku oskarżeń o niekompetencje i złe intencje. Czy znajdzie się odważny polityk, który to wreszcie przetnie? Ostatnie miesiące pokazały, że bez politycznego impulsu konsolidacja się nie uda. Który z koncernów powinien przejąć stery, to decyzja polityczna.
Ale może się okazać, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. I politycy zdecydują się na model, w którym powstanie zupełnie nowa struktura.
Polska zbrojeniówka doszła już do ściany. Co nie znaczy, że nie ma przed sobą perspektyw. Do skonsumowania są miliardowe kontrakty. Polska armia jeszcze nigdy nie była tak bogata. Delikatnie mówiąc, głupio by było, gdybyśmy całe te pieniądze przelali na konta zagranicznych koncernów. Co nastąpi, jeśli branża się szybko nie skonsoliduje i nie skupi na innowacyjności w produkcji, a nie w podgryzaniu konkurenta.