Referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz wydaje się już przesądzone. Termin zbierania głosów upływa 22 lipca, ale prowadząca akcję Warszawska Wspólnota Samorządowa twierdzi, że zgromadziła już wymagane 10 proc. uprawnionych do głosowania, czyli ok. 135 tys. warszawiaków. Aby referendum było ważne, frekencja musi przekroczyć określony próg – w tym wypadku jest on równy 3/5 biorących udział w wyborach na prezydenta miasta. W 2010 r. frekwencja w Warszawie wyniosła trochę ponad 48 proc., a więc ważność nadchodzącego referendum zapewni udział już ok. 29 proc. wszystkich uprawnionych do głosowania warszawiaków (tj. 390 tys. osób). Nie jest to wysoki pułap, biorąc pod uwagę, że w stolicy zazwyczaj głosuje więcej ludzi niż przeciętnie w kraju, a 63 proc. badanych warszawiaków zadeklarowało swój udział, z czego 64 proc. chce odwołania pani prezydent.
Trwa jednak spór co do skutków ewentualnego odwołania prezydent Warszawy. „Nawet gdyby – w co nie wierzę – referendum okazało się skuteczne, to wybory nowego prezydenta odbędą się i tak w terminie przyszłorocznych wyborów samorządowych” – zapewnia na swoim profilu facebookowym wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski. Z kolei Piotr Guział, lider Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej, w przypadku odwołania Gronkiewicz-Waltz liczy na przedterminowe wybory. Różnica wynika z przepisów, które przyjmiemy za właściwe dla warszawskiego referendum. W grę wchodzą dwie ustawy: o samorządzie gminnym oraz o referendum lokalnym.
Gdyby przyjąć, że właściwa jest ta pierwsza, wówczas do przedterminowych wyborów by nie doszło.