Około tysiąca delegatów przyjechało do Chorzowa, by tak zmienić statut Platformy, żeby nowego szefa wybrali latem wszyscy członkowie partii. Stosowna uchwała została przyjęta jednomyślnie, gładko poszło też z kalendarzem wyborczym: po wyborach przewodniczącego od września do końca października będą się odbywały zjazdy kół, powiatów i regionów.
Cała impreza trwała zaledwie trzy godziny. PO nie bawiła się w żadne panele programowe, bo nie o tu chodziło. To była czysta polityka. Politycy Platformy próbują obsadzić się w nowych rolach, przystosowują się do sytuacji, w której ich partia straciła prowadzenie w sondażach.
Tusk potwierdził hegemonię, nie będzie miał kłopotów z utrzymaniem władzy w partii. Delegaci wstali z miejsc, gdy wchodził i zgotowali mu owację na stojąco na koniec. To było wystąpienie przywódcy partii centrowej, dalekiej od rewolucyjnych zrywów w jakimkolwiek kierunku. Umiar ma zapewnić Tuskowi zwycięstwo, zarówno w wewnętrznej walce o PO, jak i w rywalizacji z PiS. Mówił o syntezie tradycji z nowoczesnością, korzyściach z różnorodności i o tym, że „Platforma nie może zgubić żadnego Polaka”. Nie zabrakło odniesień do Śląska – premier chwalił rozsądek i pracowitość Ślązaków, wspomniał o węglu jako pożądanym źródle energii.
Zaatakował PiS, wytykając Jarosławowi Kaczyńskiemu definicję śląskości jako „zakamuflowanej opcji niemieckiej”. I drugi raz, gdy przypomniał, że to rząd PiS lansował pakiet klimatyczny, który ograniczał naszą suwerenność w energetyce.
Ale przemówienie było skierowane także do wewnątrz. Premier powiedział, że warunkiem pozostawania w partii jest lojalność. Wezwał do jedności PO, która ma być jak „pięść”, choć – dodał – w nikogo niewymierzona.
Tego oczekiwali delegaci, kłótnie były non grata.